Nokturnowy jazz.
Muzyka cieni tańczących na murach kamienic małego miasta spowitego bezterminową nocą.
Daleko, naprawdę daleko od każdego z nas, gdzieś pomiędzy nierealnością snu a skrawkiem pamięci, która jest jedynym dowodem świadczącym o prawdziwości tego miejsca, codziennie jest tkana misterna pięciolinia z nutami połyskującymi w mroku.
Niczym dźwiękowa sieć, mieniąca się tysiącami tonów, wabi z daleka a kto raz usłyszy jej drżenie ten zawsze będzie chciał być w pobliżu.
Jednakże wraz z nadejściem świtu wszystko rozpływa się niczym wyblakłe marzenie i pozostaje wypatrywać błysków w kolejnej odsłonie tego wysmakowanego spektaklu.
Uwodzicielska płyta. Bardzo.
Finezja kuszenia w muzyce niejedno ma oblicze, tutaj jest ono wyjątkowo kunsztowne.
To album pełen przepiękności, która budzi się o zmroku i przybiera postać każdej zachcianki.
Muzycy zostawiają słuchaczowi ogromną przestrzeń dla imaginacji, która pomieści w sobie dowolne halucynacje zatem śmiało, zamykajmy oczy i zacznijmy widzieć dźwiękiem.
Otwierające ‘Three Queens’ wita nas doskonale zbudowanym ambientem – to znak szczególny całej tej sesji. Rewelacyjnie wręcz zbudowana scena dźwiękowa, w której idealnie współbrzmią wszystkie instrumenty, daje możliwość bycia naprawdę blisko muzyki.
W przypadku takich wydawnictw takie odczucie jest kluczowe dla skali emocji.
Motoryczna, napierająca partia bębnów – dynamicznie ewoluująca na przestrzeni całego utworu świetnie wytycza jego temperaturę i jest mocnym kontrapunktem dla lirycznie zadumanych linii fortepianu, kontrabasu oraz trąbki, ale w żaden sposób nie forsuje ich narracji. Dzięki niezwykle miękkiemu, nieco peryferyjnemu brzmieniu, bębny nie zagłuszają pozostałych instrumentów a wręcz dodają niesamowitości całej kompozycji, napędzając ostrość pozostałych partii. Buduje to niezwykle odrealniony klimat.
Od pierwszego taktu, zaczyna się pęd z marami…coraz głębiej w noc.
Drugi na płycie ‘Sgr A’ definitywnie zamyka dopływ światła za nami. Od teraz już kroczymy w ciemnościach. Klimatyczna partia trąbki od samego początku zwiastuje powolne zanurzanie. Jesteśmy przygotowywani na najgłębsze.
W wyrafinowany, perwersyjnie spokojny sposób kreowany jest nastrój enigmatyczności miejsca, jego brzmienia, zapachu i czucia. Docieramy tam za fenomenalną trąbką, która niczym przewodnik prowadzi nas przez wszystkie zaułki wyobraźni.
Przed nami stawiana jest gigantyczna iluzja, której kształt wypełniany jest naszym głodem niezwykłości – to stąd jej trudny do objęcia rozumem rozmiar. Dlatego pozostaje wsłuchać się zarówno w tę kompozycję jak i cały album, ponieważ to idealny wręcz zapis częstotliwości fal generowanych przez ludzką wrażliwość pracującą na najwyższych obrotach.
Wieńczący całość monumentalny pogłos zostawia nas w bezruchu aż do wygaszenia ostatniej myśli, po której nastaje atramentowa cisza.
‘Ilmiliekki Quartet’ to album zapraszający do odszyfrowywania niewidzialności.
Doskonale czujemy, iż otaczają nas zewsząd znajome formy, ale pozbawione fizyczności, które stają się nie lada wyzwaniem dla naszej świadomości.
Niewiarygodne jak, w tej gęstej, ciemnej materii ta muzyka stymuluje do wyciągania rąk przed siebie!
‘Aila’ to moim zdaniem najgłębszy punkt tego albumu.
Hipnotycznie spowolniony tworzy coś w rodzaju portalu, który bezszwowo łączy rzeczywistość z urojeniami, od których aż roi się w tym utworze.
Trudno tu rozpoznać granicę, łatwo przeoczyć moment, w którym ta surrealistyczna atmosfera wymyka się spod kontroli. Trąbka, pełna zadymienia, gra po prostu nieziemsko.
Na styku letargu snują się pojedyncze nuty, które dosłownie obezwładniają swoją wymową.
Nagle zdajemy sobie sprawę, że brakuje nam impulsów do jakiejkolwiek reakcji.
Nieśmiałe dźwięki piana i usypiająca partia bębnów tylko potęgują to doznanie.
To niesamowicie sensualny moment, w którym miękkość dźwięku odczuwamy fizycznie i poddajemy się jej bezwarunkowo.
Tym większym zaskoczeniem jest nagły zwrot akcji, który przywołuje nas z najdalszych rejestrów tego upojenia. Doskonała, przemyślana aranżacja nie pozwalająca nam utopić się całkowicie w czymś tak bardzo uzależniającym.
‘Follow the Damn Breadcrumbs’ wprowadza nieco rześkiego wiatru.
To jednak tylko pojedyncze delikatne porywy, które odrobinę rozrzedzają powietrze dzięki czemu możemy wreszcie zaciągnąć się nie tylko nocą, ale także wszystkimi jej odcieniami.
Robi się transowo a za sprawą uporczywej linii fortepianu także odrobinę obsesyjnie co w połączeniu z rytmicznie jednostajnymi bębnami kreuje intrygująco niespokojną aurę.
Gra niuansów, ale jakże wyczuwalna.
‘Night Song’ oddaje nam najwięcej otwartej przestrzeni.
Choć nie widzimy tego, doskonale słyszymy i czujemy jak wiele pustki jest wokół nas.
Sekretne życie echa przypomina, że czasem w muzyce najważniejsze pojawia się po wybrzmieniu istoty dźwięku. Bardzo ambientowy, pełen niedopowiedzeń utwór, w którym falująca posępność tła miesza się ze wzruszającą ckliwością trąbki.
Cierpliwie rzeźbiony a następnie inkrustowany licznymi tajemnicami plan dźwiękowy, stanowi najciemniejszy fragment płyty.
Po takim przeżyciu, czas na pierwszy dotyk światła.
’Kaleidoscopesque’ jest niczym przebudzenie spóźnionych latarni ulicznych.
Wnosi sporo jasności, delikatności i…punktowej frywolności.
Oddychamy!
Zapach nocy jest doskonale wyczuwalny, ale to już jedynie wspomnienie – od tej chwili wiemy dokładnie którędy prowadzi droga do…wyjścia.
Idealna kompozycja na zwieńczenie, która świetnie dopełnia tę niezwykle drobiazgowo zaplanowaną podróż.
Smak mroku zostanie z Wami na długo, ale to wyjątkowo wyrafinowane doznanie.
To ten rodzaj ciemności, który fascynuje swoim powabem i ciągłą otwartością.
Nie da się jednak zajrzeć do wnętrza czegoś tak perfekcyjnie zmaterializowanego – trzeba z pełną świadomością wejść do środka i dopiero wtedy pozwolić sobie na uległość.
Ilmiliekki Quartet nagrali materiał tak sugestywny, że aż wywołujący momentami dreszcze.
Bez obaw, to naturalna odpowiedź na mikroskopijną dokładność, której momentami nawet nie słychać a po prostu czuć.
Muzyka nocnych wędrówek po bezdrożach rozciągających się od serca do duszy.
Emocjonalny tranzyt przez przestrzeń, która od zawsze czekała na Wasze pojawienie.
Jeżeli spotkacie kogoś po drodze, to tylko dlatego, że sami chcieliście by tam był i dzielił z Wami te chwile. I nieważne czy to będzie realne czy tylko wyśnione…będziecie chcieli więcej.
Last modified: 2024-03-22