Kojąca rytmika niedopowiedzeń.
Gdzieś pomiędzy rozwibrowanymi strunami fortepianu a migoczącymi tajemniczo talerzami budzi się do życia muzyka pełna podwójności i niewinności interpretacyjnej.
Żaden dźwięk nie jest w nas tłoczony w nachalny sposób, żadna nuta nie epatuje swoją dosłownością. Z dwóch stron jesteśmy głaskani niezwykle pięknymi historiami a każda z nich ma narrację prowadzoną na (co najmniej) dwa głosy…mówiące dwoma językami.
Magicznie, te dwa skrajne światy – fortepian i perkusja, przenikają się tworząc przestrzeń wypełnioną ponadczasową harmonią
i spokojem.
Słuchanie tego albumu jest niczym doświadczanie piękna samospełniających się obietnic.
Błysk chwili, w której każda myśl idzie po naszej myśli.
Nieczęsto muzyka potrafi tak zadziałać, nieczęsto.
Gdy obcuje się z czymś tak promienistym, trudno nie skoczyć w głębiny dźwięku i chłonąć całym sobą jego wysmakowanie…by starczyło na jeszcze dłużej.
‘Solace’ to płyta niezwykle dostojna w wyrazie.
Pełna pasjonującego życia i spontaniczności, ale jednocześnie zachowująca dystyngowaną grację, dzięki której brzmi po prostu upojnie. Ta elegancja wykonawcza nadaje niespotykany bon ton całości od pierwszych sekund i jest cechą szczególną tej sesji.
Władysław Sendecki i Jurgen Spiegel to muzycy niezwykle doświadczeni, mający na swoim koncie niezliczone ilości występów
i sesji nagraniowych, tym bardziej zaskakuje rześkość tego wydawnictwa.
Nie ma tu żadnej maniery czy rutyny…jest za to blask prawdziwej maestrii, takiej naturalnej, dodającej muzyce niezwykłej gustowności.
Lekkość z jaką każda kompozycja została zagrana niesamowicie dynamizuje odczucia.
To istny podmuch wytworności, której tak bardzo brakuje wielu dzisiejszym produkcjom.
Nie ma znaczenia czy jest to pędząca ‘Ballerina’ czy zamyślone ‘New York Streets’, każdy utwór na tej płycie jest szykownie reprezentacyjny.
Perfekcyjnie zmieszanie dojrzałości, wytworności i porywającej witalności.
Niecodzienny jest też horyzont dźwiękowy tego albumu. Grają dwa instrumenty, ale przez cały czas ma się wrażenie obecności kilku kolejnych. Aranżacyjnie, ‘Solace’ brzmi jakby był rozpisany na co najmniej trio. W trakcie odsłuchu, nasza wyobraźnia ‘dogrywa’ niskie częstotliwości nieistniejącego kontrabasu, wypełnia też każdą wolną przestrzeń innymi nutami, których nikt nie przywołał na pięciolinię. Iluzja obecności kolejnych muzyków jest momentami wręcz fizyczna. Rewelacyjne wrażenie!
Jednocześnie, ten album to również pokaz muzycznej wstrzemięźliwości, która cechuje naprawdę wybitnych i spełnionych artystów. Nic tu nie jest na pokaz, nikt nie epatuje zbędnymi popisami. Ten duet jest kompletny w każdym takcie. Obaj muzycy doskonale uzupełniają nawzajem swoje partie dzięki czemu całość brzmi czarująco spójnie i wciągająco. Co nie oznacza oczywiście, że powściągliwie – zarówno Sendecki jak i Spiegel wpadają co chwilę w finezyjny trans, ale są to zawsze zmiany płynne i autentyczne co świetnie buduje strukturę kompozycyjną.
W zakresie aranżacji, ‘Solace’ jest bardzo konsekwentnym dziełem
z doskonale poprowadzoną dramaturgią, która we właściwych miejscach przyspiesza bądź pozwala złapać potrzebny oddech.
To zapewne zasługa faktu, iż utwory zostały skomponowane zarówno przez Sendeckiego jak i Spiegela…co zresztą czuć doskonale w trakcie słuchania.
Otwierająca ‘Ballerina’, ‘Furioso’, ‘Still I Rise’ i ‘Little People’ są autorstwa Spiegela, który, jak przystało na bębniarza, postawił w nich na wyrazistą, rączą rytmikę. Mały wyjątek stanowi ten ostatni, nieco bardziej wycofany, idealnie zaplanowany by wieńczyć całe wydawnictwo.
Kompozycje Spiegela są tym wspomnianym drugim głosem na ‘Solace’ wprowadzającym dość spore poruszenie. Słuchając brawurowego ‘Still I Rise’ trudno oprzeć się wrażeniu, że Spiegel ‘podpala’ Sendeckiego, który momentami gra niezwykle porywiście choć cały czas z wielkim wyczuciem i punktową wręcz precyzją.
Otwierająca ‘Ballerina’ i ‘Furioso’ są utrzymane w podobnym nastroju, świetnie uwypuklając swobodne przenikanie się partii instrumentalnych. I choć momentami robi się wręcz ekstatycznie, ani razu nie dochodzi do spiętrzenia co jest niewątpliwie zasługą doskonałego wyczucia i podziału przestrzeni między obu muzyków.
Ten ciągły dialog i wzajemne inspirowanie do zmian temperatury wykonawczej jest doskonałym zabiegiem eksponującym efektowność tego albumu.
Dla odmiany, Sendecki odpowiada za spokojniejsze partie ‘Solace’.
‘New York Streets’, ‘Contemplation’, ‘Solace’ i ‘Partita’ to olśniewającej urody kompozycje, w których dominuje liryczność, tajemnica i…cisza. Spowolniona, nieco odrealniająca aura, pozwala zamknąć oczy przed światem i oddać się przyjemności zapomnienia.
Tym bardziej, że Władysław Sendecki mistrzowsko i nad wyraz sensytywnie prowadzi opowieść w każdym ze wspomnianych utworów.
Spacer zamglonymi ulicami Nowego Jorku w ‘New York Streets’, ukojenie w nieważkości ‘Contemplation’, wizjonerska i pełna nadziei otucha w ‘Solace’ czy szepcząca klasycznie ‘Partita’ – te minimalistyczne, melodyjne formy, zawieszone gdzieś pomiędzy ‘wczoraj’ a ‘nigdy’, są idealnym pomostem do stanu, w którym możemy usłyszeć po prostu wszystko czego potrzebujemy.
Jest też na ‘Solace’ jeden utwór, którego nie napisał ani Sendecki ani Spiegel.
To legendarne ‘Don’t give up’ Petera Gabriela, tu w aranżacji na fortepian i perkusję.
Już sam fakt zmierzenia się z czymś tak monumentalnym zasługuje na szacunek, ale sposób w jaki obaj muzycy zagrali ten utwór niewiarygodnie podnosi poprzeczkę dla wszystkich przyszłych prób.
Fenomenalne.
Przeszywające.
Obezwładniające.
Wzruszające.
Budujące.
Nie wiem czy kiedykolwiek ktoś zagra to jeszcze bardziej przejmująco.
W wykonaniu Sendeckiego i Spiegela ‘Don’t give up’ brzmi niczym dojmujący komentarz naszych czasów i jednocześnie recepta na przetrwanie.
Ten początkowo mały płomień przemienia się w pochodnię, dzięki której nie tracimy drogi z oczu niezależnie od sytuacji, w której się znajdziemy.
Prawdziwe nuty nadziei.
Ponadczasowość tej aranżacji polega paradoksalnie na jej ograniczonej instrumentalności – mam wrażenie, że ta porażająca linia fortepianowa zostawia ogromną przestrzeń dla każdej interpretacji a narastająca dramaturgia pozwala zrozumieć przesłanie w sposób bezbłędny.
Ta wersja jest niewątpliwie ogromnym hołdem dla wielkiej kompozycji Petera Gabriela, ale jestem pewien, że od teraz także
jej instrumentalnym alter ego o niesamowicie wyrazistej indywidualności. Trudno, naprawdę trudno nie chcieć utopić się
w czymś tak refleksyjnie czułym.
‘Solace’ jest płytą niosącą w sobie ogromną dawkę muzycznej nieskazitelności.
Czystość formy jest najkrótszą drogą do naszych serc i dzięki niej odbieramy impulsy bez jakichkolwiek zakłóceń, ale każdy z nas na swojej własnej, unikalnej częstotliwości.
Nikt poza nami nie usłyszy tych dźwięków w taki sam sposób, ponieważ to jest album nieskończonych skojarzeń i domysłów co czyni go bezkresnym dla ludzkiej wyobraźni.
I tylko od nas samych zależeć będzie jak bardzo zachłyśniemy się wolnością, którą dostaliśmy.
Last modified: 2024-03-22