
Wyładowania elektrycznie między neuronami.
Dotykanie odkrytych końcówek nerwów…na tej płycie robi się naprawdę niewygodnie.
Pianista Michael Smith wraz z towarzyszącymi instrumentalistami, wśród których znalazło się miejsce m.in. dla Zbigniewa Namysłowskiego, odkrywa część pierwszą muzyki, którą nazwał 'Geomusic’. Te nuty mają moc sejsmiczną, ale tym razem ziemia nie drży…ziemia się trzęsie.
Album zaczyna się bez ostrzeżenia, od razu znajdujemy się w epicentrum. Biegniemy po szczytach otwierających się pod stopami szczelin…niby do przodu, ale poobijani.
Taki właśnie jest 'Qui S’Excuse S’Accuse’.
Chaos, niemiarowość, absolutna huśtawka nastrojów.
Nie badajcie pulsu na tym etapie – to minie, poważnie.
Wbrew pozorom ta kompozycja stoi na dość mocnym fundamencie – wystarczy wsłuchać się w duet kontrabas – bębny. Nie wiem w jaki sposób oni wszyscy trzymają rytm, ale to najwyraźniej musi być rytm ich serc.
Niesamowity utwór, przez który prowadzi kłębowisko dróg więc każdy może wybrać swoją…do zobaczenia zatem po drugiej stronie.
Tam czeka już fenomenalny 'Time II’, który jest z kolei filmowy, niepokojący i bardzo klimatyczny. Powietrze wibruje gdy uwalniają się te dźwięki. Złowrogie tło grane przez wiolonczelę jest niesamowicie sugestywne – cała kompozycja opiera się na niebywale realnym poczuciu napięcia.
Po czymś tak podskórnym, 'Ballad for K’ brzmi jak przebój. Żarty żartami, ale to naprawdę przepiękny moment na 'Geomusic’. Cudownie rozwijająca się aura bliskości i tajemnicy. Klasycznie jazzowa narracja bębnów, kontrabasu i fortepianu nakręca ten utwór. Jednakże to wszystko okazuje się być audiozłudzeniem, ponieważ ten misternie utkany początek konsekwentnie zmierza w otchłań, którą zwiastuje partia solowa Namysłowskiego – z biegiem taktów robi się coraz ciemniej i choć saksofony odbijają promienie światła to jednak stężenie niepokoju w powietrzu wdychanym nie maleje.
Bluszcz wije się wokół nut i zarasta finalnie całą pięciolinię…tak powstaje ściana, przez którą musimy przebić się by dotrzeć do niesamowicie lirycznego 'Impressions On Chinese Prints’.
Ponownie, robi się bardzo szeroko, niczym na planie filmowym.
Genialne partie piano Smitha w towarzystwie wiolonczeli długo wybrzmiewa tworząc przestrzeni pełną dźwiękowej iluzji – tu każdy akord wróci do nas z podwójną siłą. To bardzo posągowy moment na tej płycie a pojawiające się z czasem saksofony dodają tej opowieści bardzo minorowy, przydymiony charakter.
Kolejne odsłony na 'Geomusic’ odkrywają przed nami pozostałe zakamarki tego swoistego muzycznego mirażu.
Brzeg wydawał się być blisko, ale tak naprawdę nie ma go w zasięgu słuchu i trudno określić, w którą stronę zmierzamy.
Słuchając tej płyty mam wrażenie, że z każda sekundą oddalamy się aż do punktu, z którego bliżej do kolejnej części 'Geomusic’ aniżeli do miejsca, z którego wyruszyliśmy.
Jego może już nie być, ale o tym przy innej okazji.
Last modified: 2024-03-23