Okładka jest najlepszym zwiastunem zawartości tego krążka.
Płynna, gęsta, momentami duszna materia rozlewa się po tym albumie.
I choć w wielu miejscach króluje wręcz rozleniwiająca atmosfera (’Half the Day is the Night’) to jednak czuć, że tuż pod pierwszą warstwą nut płynie przedziwny muzyczny przeciwprąd – zaprzeczenie tego co może wydawać się w pierwszym zetknięciu z tymi dźwiękami wręcz oczywiste.
Jest w tym wszystkim swoiste rozedrganie i niepokój.
I choć oba podane w arcyliryczny sposób, to jednak zostawiają smak, który definiuje całość.
Wieje z tej płyty gorący, letni wiatr (’Galatea’s Guitar’)…a ten zawsze niósł ze sobą falowanie horyzontu.
I nie inaczej jest tym razem.
Trudno dojrzeć pełny obraz przez coś tak cudownie tajemniczego.
Zresztą czy naprawdę chcemy dojrzeć co kryje się na końcu tego echa?
Nie sądzę.
Niesamowitość tej muzyki wynika w dużej mierze z jej niezwykle mistycznego charakteru. Tu wszystko jest uniesione, niedopowiedziane, ale z drugiej strony, jakże sugestywne i ponętne.
Gabor Szabo jak mało który gitarzysta potrafił przetopić w sobie tyle rozmaitych wpływów i finalnie zagrać coś tak bardzo swojego.
Jazz, muzyka cygańska, latynoska, rock…ten tygiel płonie naprawdę olśniewającym ogniem.
Słuchając jego płyt trudno oprzeć się wrażeniu, że są to właściwie seanse spirytystyczne. Wciągające do niesamowicie odrealnionej rzeczywistości.
Tu wyobraźnia działa na pełnej mocy krwiobiegu.
Niby czujemy po swojemu, ale z pierwszym dźwiękiem tej płyty przestaliśmy tak naprawdę być sobą…
Spotkanie z wróżką w 'The Fortune Teller’?
Przejmujący taniec nad płomieniami w 'Fire Dance’?
Posłuchajcie jak mogłoby to wyglądać.
’Mogłoby’, ponieważ Szabo ma w sobie ogromną charyzmę, która oddziałuje na słuchacza.
Dzięki niej może podsuwać nam kolejne nuty, z których budujemy historie a każda z nich będzie miała dziesiątki zakończeń.
Nic nie jest oczywiste w odbiorze tej muzyki.
’Dreams’ to niezwykle delikatna perswazja zrobienia kroku w stronę całkowicie nieznanego.
Wciąga nas tam nadzmysłowość, tak bardzo niecodzienna w odbiorze muzyki – prawdziwa synestezja, która może od teraz być kluczem do zamkniętych wcześniej przed nami drzwi.
Pociągające.
Rozpiętość interpretacyjna tego albumu wymyka się jakiejkolwiek skali a gdy uświadomimy sobie jak minimalistycznymi środkami udało się ją osiągnąć to śmiało możemy te płytę uznać za dopełnioną i skończoną.
Wolność czuć w każdej zagranej nucie.
Brak jakichkolwiek ograniczeń zachęca nas do rzucenia wyzwania kresom własnej wyobraźni.
Gabor Szabo jest tu głównym narratorem, ale mam wrażenie, że jego największym sprzymierzeńcem w budowaniu aury tej muzyki jest…cisza.
Tak, sporo tu powietrza, wolności i właśnie miejsc, w których sami wymyślamy ciąg dalszy.
Powolne, niespieszne opowiadanie wypada bardzo przekonywująco – wszystkich historii (utworów) słucha się z ogromnym zaangażowaniem.
Nie z zapartym tchem – tu nie ma ciśnienia ani napięcia…jest za to zagadka, której rozwiązanie wydaje się być pomostem pomiędzy światami, w których ta płyta balansuje.
Sen i śnienie.
Dotyk i muśnięcie.
Obecność i cień.
Nieuchwytność tego dzieła potrafi magnetyzować.
„Dreams’ właśnie takie jest – przepełnione intymną niewyraźnością.
Ogromna w tym zasługa muzyków, którzy w cudowny sposób utorowali drogę Gaborowi Szabo by ten mógł wspólnie z nimi zbudować to królestwo iluzji.
Każdy z nich gra niezwykle punktowo, nie walcząc o więcej przestrzeni. Jest niezwykła pasja wykonania, ale nie ma szaleństwa.
Poruszają się po własnych trajektoriach nie wchodząc w zderzenie z pozostałymi.
Dzięki temu nic nie przerywa tego hipnotycznego stanu.
W nagraniach wzięli udział muzycy doskonali, którzy mogliby bez problemu epatować swoimi wirtuozerskimi popisami…a jednak udało się.
Nadchodzą upalne dni.
Horyzont zaczyna falować, ale nie zgadujmy co kryje się za nim.
Gabor Szabo już to wie.
Posłuchajcie.
Last modified: 2024-03-24