Co to jest za płyta, co to jest za skład…
Gwiezdny jazz w wykonaniu Jazz Studio Orchestra pod batutą Jana 'Ptaszyna’ Wróblewskiego jest absolutnie zjawiskowym audio-doznaniem. Nazwiska muzyków orkiestry, którzy wzięli udział w tej sesji nagraniowej po prostu zatykają…Jerzy Milian, Janusz Muniak, Tomasz Stańko, Włodzimierz Nahorny.
Ogromne brawa dla ’Ptaszyna’ za opanowanie tak kreatywnego kolektywu wielkich indywidualności.
Ten album jest pełen zmian nastroju, tętna i zapachów.
Tu niewiarygodnie sentymentalne fragmenty przeplatają się z tak uwielbianą przez dyrygenta-muzyka improwizacją co pozwala nam nie tylko słuchać, ale także odkrywać.
Niesamowite jest jak doskonale te wszystkie nuty zostały ze sobą sklejone – ta płyta wręcz płynie po lśniącej, świetnie naoliwionej pięciolinii. Żadnych zacięć, pułapek czy aberracji – spójność, dzięki której powstał album wybitny odbijający blask zarówno dyrygenta jak i wszystkich, podkreślam, wszystkich muzyków.
A wszystko zaczyna się od mocnego wejścia – krótki, ale uderzeniowy 'The Opener’ wita nas typową dla Nahornego spiralą chaosu na saksofonie…to brzmienie i sposób zagrania jest tak bardzo jego, że trudno pomylić to z kimś innym.
Ten utwór jest niczym przywitanie w wykonaniu orkiestry wraz z solistą i zaproszeniem do części właściwej.
Tam czeka nas egzotyczna wyprawa z Jerzym Milianem jako solistą i kompozytorem, który zabierze nas na 'Rajd Safari’.
Świetna, klasycznie big-bandowa aranżacja i wykonanie, z genialnym Milianem na wibrafonie, świetnymi partiami instrumentów dętych i pulsującym groove bębnów.
Kiedyś to było grane…
’Stańkolągwa’ (co za tytuł!) zaczyna się de facto jak powolne wylęganie nut, ale od 1:40 zaczyna się to na co chyba wszyscy czekali gdy Tomasz Stanko grał na trąbce – utwór rusza w jazzową noc podążając za hipnotyczną partią trąbki solisty.
Czuć tu zatracenie.
Stańko nie ogląda się za siebie, po prostu płynie wśród dźwięków na jednym niemalże oddechu. I kiedy wydaje się, że taki stan trwać będzie do końca, całość zapada się do środka i nastaje przepięknie liryczna chwila. Już kiedyś pisałem o łatwości z jaką Tomasz Stańko przechodził między burzą a słońcem, dniem a nocą i tutaj jest tego kolejny przykład.
Pierwsze, transowe wręcz takty 'Ballady scenograficznej’ z udziałem Włodzimierza Nahornego zaczynają się w klimacie, którego nie powstydziłby się sam Tricky, a przecież to oczywiście lata 70’te…choć wierzę, że potrafią być równie inspirujące dla ówczesnych jak i dzisiejszych muzyków.
Świetna, motoryczna kompozycja z orientalnym zabarwieniem a przez to bardzo ilustracyjna i sugestywna.
Najbardziej uderzający jest gracja z jaką w tych wszystkich utworach soliści pozostawili swój własny, niepowtarzalny ślad.
Nie ma mowy o zawładnięciu kompozycją, ale o pozostawieniu charakterystycznym smaku, który znamy z ich indywidualnych dokonań. Znając ich płyty solowe naprawdę nie ma problemu ze znalezieniem tych licznych detali typowych dla ich stylu gry.
Swoją drogą, mając tak wybitnego dyrygenta w osobie Jana 'Ptaszyna’ Wróblewskiego należało się spodziewać najlepszej wersji każdego z solistów a także bezkompromisowej gry całej orkiestry.
Znajdziecie na tej płycie jeszcze mnóstwo uniesień… zdradzę tylko, że przed Wami przecudownie szepcząca do serca 'Kołysanka z filmu Rosemary’s Baby’ autorstwa Krzysztofa Komedy. Jak oni to zagrali, ze Stańko na czele…
W mojej ocenie jest to jeden z najlepszych albumów orkiestrowych/big-bandowych jakie świat kiedykolwiek słyszał.
Prawdziwy diament, w którym zamknięto całe piękno muzyki jazzowej, ale oszlifowany przez niespotykaną wręcz liczbę talentów. Dlatego taki cenny i absolutnie niepowtarzalny.
Od ponad 50 lat melodyjnie olśniewa zachwycającą feerią odblasków.
Najprawdziwsza jazzowa brylancja.
Last modified: 2024-03-24