Chwyć mnie za rękę i poprowadź do miejsca, w którym dźwięk goi każde, nawet najmniejsze draśnięcie codzienności.
I nie mów nic.
Zostaw swój szum za sobą…bo skoro znasz piękno ciszy, nie będziesz potrzebować żadnych innych dźwięków.
‘Pasodoble’ to soundtrack życia bezszelestnego.
Takiego, które pozwala bezkarnie rozkoszować się magią muzyki bijących serc bez jakichkolwiek zakłóceń.
Jest cicho, jest błogo, jest balsamicznie ciepło…w rytmie nierealności.
Wejście między te nuty oznacza nieodwracalną zgodę na rozmazanie ostrości i zmiękczenie naszej aury.
Obcowanie z taką wrażliwością kończy się zawsze dobrze…pod warunkiem, że jesteśmy szczerzy wobec własnych wzruszeń.
Zagęszczenie emocjonalne jakiego doświadcza się w kontakcie z tymi dźwiękami potrafi być momentami kłopotliwie intrygujące. Kiedy grają głównie dwa instrumenty, pojawia się naprawdę sporo przestrzeni, którą możemy wypełniać treścią swoich myśli…tych mniej i bardziej skrytych.
Niecodzienna pokusa.
W taki właśnie sposób, na ‘Pasodoble’, rodzi się coś unikalnego, nieuchwytnego na linii artysta-słuchacz.
To jedna z tych niepowtarzalnych sytuacji gdy czujemy tak, jak nam zagrają.
Inna sprawa, że obaj muzycy nie próbują zawłaszczać pięciolinii…wręcz przeciwnie – oni grają niezwykle zapraszająco i kusząco, pozwalając nam dołączyć i stanąć tuż obok. Tak, to bardzo, bardzo bliski album.
Zniewalająco kameralny. Zarówno na poziomie brzmieniowym jak i emocjonalnym.
Urzeka uczciwość tej muzyki.
Historie, które słyszymy, są zagrane krystalicznie czystymi nutami co pozwala bezbłędnie usłyszeć sens całej narracji. To wielka zaleta tej płyty – właśnie takie akustyczne sesje potrzebują niecodziennej klarowności, dzięki której możemy bez problemu pozostać sam na sam z dźwiękiem i nie błądzić po omacku.
Partie Możdżera czule przenikają się z tymi granymi przez Danielssona i jest to jeden z piękniejszych dialogów pomiędzy fortepianem i kontrabasem jaki było mi dane słyszeć. Oba instrumenty grają z niezwykłą tkliwością, miękkością a jednocześnie właściwym temperamentem.
Imponuje mi też bardzo ta elegancka powściągliwość wykonawcza, którą słyszę w ich grze. Nie ma znaczenia czy jest to prowokujący taniec palców na klawiaturze czy zadumane malowanie smyczkiem, czujność jest jednym z najważniejszych aspektów aranżacyjnych bowiem celem nadrzędnym jest konsekwentne budowanie opowieści. Dlatego wirtuozeria sensu stricto pojawia się tutaj relatywnie rzadko, ponieważ została podporządkowana wyższej wartości. Prawdziwe mistrzostwo aranżacyjne tego materiału ukazuje nam się w pełnej krasie gdy spojrzymy na ‘Pasodoble’ jako całość.
Każda zagrana nuta czy artefakt wnoszą konkretną wartość i efekt nie będąc jedynie pustym echem. W ten oto przemyślany, metodyczny wręcz sposób, ‘Pasodoble’ jest wypełniane lirycznym pietyzmem, który wybrzmiewa w każdym utworze budując raz intymny, wzruszająco nostalgiczny (‘Praying’, ‘Prado’, ‘Daughter’s Joy’, ‘Reminder’), raz tajemniczo oddalony, zamglony (‘Berlin’, ‘Distance’, ‘Eja Mitt Hjärta’) a kiedy indziej krwistopłomienny (‘Pasodoble’) czy wręcz transowy (‘Follow My Backlight’) klimat.
Bogactwo tego wydawnictwa kryje się tak naprawdę pod pierwszymi warstwami nut, które same w sobie są już olśniewające, ale skrywają znacznie więcej pasjonującej dwuznaczności. Dlatego tak bardzo warto zanurzyć się głębiej by poczuć i, co ważniejsze, zrozumieć z jak misternie przygotowanym dziełem mamy do czynienia.
Przepiękna jest amplituda zmysłowości tego albumu.
Kolejne utwory mijają, zmieniają się nastroje, obrazy, tempa, zapachy i kolory a jednak…rezonans tych wszystkich dźwięków powoduje, że mimowolnie, z biegiem czasu, zaczynają wibrować jednomyślnie. I właśnie ta idealna harmonia między częstotliwościami klawiszy i strun zaczyna się nam udzielać i dyktować pewien wzór na współistnienie z muzyką. Niesłychanie sensualne doznanie, kreowane takt po takcie, porusza naszą najgłębszą wrażliwość, w której następnie, centymetr po centymetrze, odkłada się niezwykle szlachetny osad – źródło finezyjnej delikatności znaczącej wszystko co wydarzy się od tego momentu.
Tak właśnie działa ‘Pasodoble’.
Leszek Możdżer i Lars Danielsson to duet znający się doskonale od lat.
Ich soniczne przymierze słychać dosłownie w każdej sekundzie.
Taka jakość zgrania potrafi wprowadzić sporo upojnej hipnozy do muzyki.
Obaj muzycy uzupełniają się w niezwykle wyrafinowany sposób wzbogacając wzajemnie swoje partie niezwykle kunsztownymi ozdobnikami.
Czy to unisono, czy asymetryczne dopowiedzenie czy nawet przecięcie frazy…wszystko jest podane z gracją i niebywałym szacunkiem, ale przede wszystkim idealnym wyczuciem atmosfery chwili.
Mikrodetaliczność konstrukcyjna utworów, za sprawą tych wykwintnie błyskotliwych muśnięć mieni się tu w najlepsze!
Tak brzmi muzyczna etykieta muzyków największego formatu.
Każdy ma sporo przestrzeni na własną inwencję i kreatywny dryf w nieznane, ale nawet wtedy jest to perfekcyjnie zharmonizowane działanie.
Magia nierozerwalności.
Przede wszystkim jednak, ‘Pasodoble’ to ogromny ładunek osobistych emocji przenoszonych po wyjątkowej urody liniach melodycznych, które są domeną Danielssona, ale zwłaszcza Możdżera, który jak mało kto potrafi zagrać to co długo wyczekiwane.
Jazz myśli spodziewanych.
Dyskretnie urzekające akordy, artykułowane z niebywałą lekkością, migoczą w każdym utworze pozostawiając za sobą nieprzemijający blask.
Słuchając wielu zagranych fraz ma się wrażenie obcowania z czymś już spotkanym i słyszanym wcześniej, ale to jest właśnie potęga tej oczarowującej nieznajomości.
15 lat po zarejestrowaniu i publikacji tej wybornej sesji (przełom 2006/2007), ukazuje się jej edycja winylowa (Listopad 2022). Niech zatem te nuty z przeszłości przełamią po raz kolejny czas i stworzą w Nowym Roku pasaż olśnienia, dzięki któremu nie będziemy błądzić w poszukiwaniu piękna ponadczasowego.
Jest bliżej nas niż może się wydawać, nawet jeśli oznacza to krok wstecz.
Last modified: 2024-03-26