Zatańczyć w rytmie olśnienia przychodzącego skrycie każdą nocą.
Nie bać się nurkować samotnie w atrament nieznanego i zatracać w nutach, które jedynie za dnia brzmią znajomo.
Jazz zwany pożądaniem…
Odkrywać wszystkie jego twarze skrywające prawdziwe oblicze ludzkiej słabości do otaczania się bezkompromisowym pięknem, pasją, ponadczasową kreacją i natchnieniem napędzającym nową skalę doznań.
Niczym wejście do zamkniętego, nieznanego kręgu, w którym trzeba się sporo nauczyć zanim zacznie się odczuwać to co najważniejsze…za to potem już każdy dźwięk będzie zostawiać po sobie trwały ślad.
I tak powstanie odnawialne źródło, z którego będzie można do woli czerpać to, co w codzienności znika w oka mgnieniu: ukojenie.
‘Habanera’ to muzyka zaskakująco odległa, odrealniona, spowita w miękkiej, ale dość gęstej aurze tajemniczości.
Niekwestionowane piękno tej sesji tkwi w jej warstwowym odkrywaniu.
Nuta po nucie.
Najcichsze potrafi tu być najważniejsze dlatego warto wsłuchiwać się naprawdę głęboko – w ten właśnie naturalny sposób odnajdujemy tę sekretną, emocjonalną przestrzeń, która rozciąga się szeroko…gdzieś pomiędzy enigmą a artyzmem tego albumu.
Dynamika niedopowiedzeń gra bardzo istotną rolę w jego narracji – czuć to od pierwszych taktów. Wystarczy dosłownie muśnięcie struny, klawisza czy membrany by zrozumieć, że nic nie zostało zagrane za słabo bądź za mocno.
Ta kunsztowność aranżacyjna, niezwykle detaliczna a jednocześnie nienachalna, sprawia, że ‘Habanery’ słucha się bardzo wnikliwie – tak by nie uronić ani jednego echa, które tu wybrzmiewa.
Taki sposób grania wciąga, wycisza, ale jednocześnie trzyma słuchacza w stanie pełnej koncentracji.
Pulsacja, poruszenie, zafascynowanie.
W wielu miejscach ten album emanuje zupełnie inną aurą aniżeli pozostałe dokonania Marcina Wasilewskiego i Jego Trio.
Posępny, introwertyczny romantyzm.
Zespół gra jakby świat zewnętrzny nie istniał.
Skupiony, zamknięty, niedostępny a jednocześnie tętniący nadzwyczaj wyraziście.
Nasza obecność, niemych świadków, pozostaje jakby niezauważona.
Zapewne warto w tym miejscu zaznaczyć, że to materiał z roku 2000 a więc dopiero za kilka lat usłyszymy o Marcin Wasilewski Trio, w którym grają także Michał Miśkiewicz i Sławomir Kurkiewicz…czyli muzycy wchodzący w skład właśnie Simple Acoustic Trio.
Kilka lat różnicy, ale wystarczyło by ta zmiana nastroju była doskonale wyczuwalna, choć trudna do nazwania.
‘Habanera’ jest niczym miraż odbijający historie z bardzo daleka.
Docierają one do nas nieostre, niedokończone a przez to jakże fascynujące przy każdej próby zbliżenia i…pozornego poznania.
Energetyczny letarg.
Ma się wrażenie jakby fizyczność tej muzyki była inna, bardziej wycofana, momentami wręcz…nieobecna. Jest w niej bardzo dużo ulotnych przestrzeni nienazwanych, niezagospodarowanych, w których można śmiało kreować kolejne płaszczyzny dla własnych interpretacji. Trzeba tylko po nie sięgnąć…
Ta plastyczność hojnie odpłaca, ponieważ ‘Habanera’ nigdy nie ma tego samego kształtu dwa razy. To my rzeźbimy i kolorujemy każdy kolejny odsłuch.
Niesamowite wrażenie gdy odkryjemy to pierwszy raz…później wręcz trudno przestać.
Jest delikatnie, intymnie, bardzo dotykowo i momentami, nie zawaham się użyć tego słowa, obsesyjnie. Tak, obsesyjnie, bo sporo na tej płycie niepospolitej żarliwości i…nieokiełznania.
Trio niezwykle łatwo potrafi przechodzić od głębokiej zadumy do gonitwy myśli i co ważniejsze, nie zawsze oznacza to przyspieszone tempo i nawałnicę dźwięków.
To raczej delektowanie się artystyczną nieoczywistością, która powoli wypełnia nas i sprawia, że zaczynamy współodczuwać tę kreatywną narowistość, która płynie prosto od muzyków.
‘Habanera’ to miejsce wielu mikrowyładowań ludzkich częstotliwości a szaleństwo takich niuansów potrafi brzmieć po prostu zniewalająco.
Rzecz jasna, jest w tej muzyce ogrom lirycznego piękna.
Takiego bezwarunkowego, czystego i co najważniejsze, wysokogatunkowego. Doświadczamy go co chwilę, ponieważ występuje niezwykle często i zawsze w sposób naturalny, rewelacyjnie wpasowany w każdą kompozycję. To taka dyskretna gustowność, która spina klamrą estetyczną cały materiał nadając mu nad wyraz finezyjny, nietuzinkowy smak.
Fortepian Marcina Wasilewskiego przemawia do nas na wiele sposobów.
Słyszę tu tony nieposkromione, namiętne i…uparte.
Ta, nomen-omen, nutka dominacji jest doskonale słyszalna w grze całego Trio i wnosi intrygującą temperaturę do relacji ze słuchaczem.
Robi się ciepło na skórze, ale to podmuch, nie dotyk.
Wasilewski potrafi rozpalić ogień w partyturach jak mało kto, jednakże ‘Habanera’ to nie tylko gnanie palców po klawiaturze…to także (a nawet zwłaszcza) bardzo konsekwentne budowanie nastroju za pomocą kontrujących, czasem nawet kłujących nut. Dla mnie Marcin Wasilewski jest mistrzem ‘płynącego flow’ fortepianowego, ale tutaj maniera Jego gry jest nieco bardziej raptowna, żywiołowa a nawet zaczepna. Trzeba też zaznaczyć, że partie fortepianu to idealne proporcje między nietuzinkowymi, wpadającymi w ucho melodiami a momentami pełnymi porywających improwizacji, dzięki czemu te utwory mają w sobie tyle niesamowitości, o której takt po takcie nam opowiadają…razem z Michałem Wasilewskim, którego głos w tle jest dodatkową, niezwykle kaloryczną narracją.
Oblicze sekcji tworzonej przez Sławomira Kurkiewicza (kontrabas) i Michała Miśkiewicza (bębny) jest również pewnym novum dla mnie.
Miśkiewicz, poza typową dla siebie ascetycznością, gra również zapalczywie, momentami wręcz…wybuchowo. Ten kontrast świetnie różnicuje przebiegi poszczególnych kompozycji, dodając im momentami niespodziewanej werwy.
Zresztą bębnów, w różnej postaci, na ‘Habanerze’ jest zaskakująco dużo, ale perfekcyjnie wypełniają dostępne przestrzenie i są niesamowicie wysmakowane, stosownie do nastroju danej chwili.
Gdy piszę o Sławomirze Kurkiewiczu, zawsze na myśl przychodzi mi George Mraz, którego uważam za jednego z najbardziej wytwornych kontrabasistów jazzowych.
Kurkiewicz gra wg mnie w podobnie kunsztowny sposób.
Nieważne czy szybko czy wolno, czy mocno czy delikatnie – w jego partiach zawsze jest ta specyficzna miękkość, lekkość i powab.
Najprawdziwszy charme niskich częstotliwości i świetna przeciwwaga dla gry Wasilewskiego i Miśkiewicza.
14 lat po premierze muzyka z tej płyty wciąż szuka swojej drogi do teraźniejszości.
Ma do pokonania naprawdę duży dystans, ponieważ wersja winylowa została wydana jedynie w Japonii a kupno egzemplarza w dobrej jakości jest niezwykle trudnym i dość kosztownym zadaniem. To jej największa wada, która pozbawia wielu słuchaczy możliwości obcowania z tym materiałem i poznania na nowo tych, których…już znamy.
Moim zdaniem, w porównaniu do późniejszych dokonań Marcin Wasilewski Trio, ‘Habanera’ emanuje dystyngowaną surowością i cichą nieprzystępnością.
Zamierzona czy nie, uwodzicielskość tej muzyki jest poruszająca, ale jednocześnie jasno wytycza zupełnie inne reguły obecności.
To nauka smakowania wyobraźnią ze zdecydowanie mniejszą ilością podpowiedzi.
Za to niezliczoną ilością podszeptów…
Wskazane dać się ponieść fantazji bo zaręczam Was, że nie ma na tym albumie miejsca, do którego nie chcielibyście dotrzeć.
Last modified: 2024-04-04