Sekretna przestrzeń w pamiętniku…szeleszcząca cicho gdzieś, między kolejnymi kartkami, trudna do odczytania, łatwiejsza do usłyszenia. Trzeba tylko przytknąć ucho do historii, które tam się skrywają i spróbować dotrzeć do ich drugiego a może nawet trzeciego dna…
Już nie wystarczy pierwszy rzut oka bo oto pamięć pokolorowała się na nowo.
To podróż w nieznane, do którego nie prowadzą żadne ślady.
Tuż pod papierową powierzchnią zaczyna się głębia wypełniona rozmazanymi skrawkami wspomnień nasączonych przyszłą nieobecnością..więc nie ma na co czekać.
Drgania atramentowych słów, które nigdy nie wyschły, dają początek myślom o nowej drodze do tego co minęło a co warto przeżyć po raz kolejny, ale…inaczej.
Poruszająca (nie)znajomość kształtów minionych.
Najnowszy album Włodzimierz Nahorny, pozostałych muzyków jego trio – Mariusz Bogdanowicz Music i Piotr Biskupski oraz zaproszonego do tej sesji trębacza Piotr Schmidt Music jest dla mnie swoistym pasażem pomiędzy tym co dokonane a do tej pory niewidzialne.
Na wciąż rezonujących dźwiękach ‘Ballad Book’ w wykonaniu samego Nahorny Trio (pisałem o tym albumie tutaj: https://tinyurl.com/4um64ste ) pojawiło się światło odsłaniające zacienione do tej pory oblicze znajomych opowieści.
To jednak nie oślepiająca nowa rzeczywistość a raczej samotny snop odbijający się od połyskującej trąbki Piotra Schmidta i wodzący po wierzchołkach (jeszcze) nieodkrytego.
Obecność tego muzyka i jego instrumentu uświadamia głębokość aranżacyjną utworów pisanych przez Włodzimierza Nahornego, który od zawsze słynął z mistrzowskiego łączenia cudownych melodii i niesamowicie wytwornych orkiestracji z rozgorączkowanymi i nieokiełznanymi aktami jazzowego szaleństwa.
Ta sesja idealnie łączy te światy, ale tym razem czyni to z pełną tajemnic gracją, dzięki której nie zauważamy nawet kiedy schodzimy z głównego szlaku.
I to jest właśnie najpiękniejsze w tej muzyce – ze spokojem podążamy za harmoniami zagubienia, które wiele razy dochodzą do głosu wyłaniając się z pozornie wyciszonych, troskliwie otulających nas partii.
Dźwięk Nahorny Kontrastowy.
Zrozumieć własny apetyt na wolność i permanentnie go nie zaspokajać by zawsze pozostawał głód niezagranego…oto wyzwanie, któremu, zdaje się, Włodzimierz Nahorny podporządkował proces twórczy podczas tej sesji.
Dlatego słuchamy tych wszystkich kompozycji z taką atencją, czekając za każdym razem na moment przełamania, wybuchu, który z reguły ma inną siłę bo i zwiastuje za każdym razem coś innego.
Wybucha i znika zostawiając nas w pętli domysłów co mogło być dalej..
Mogę się mylić, ale ‘Freedom Book/Echoes of Hayday’ jest dla mnie wręcz kwintesencją tej filozofii.
Kwitnące piękno lirycznych partii fortepianowych Nahornego, budowanych z niebywałą delikatnością i wyczuciem na bardzo zdyscyplinowanych, wytwornie migoczących partiach Biskupskiego i Bogdanowicza stanowi swoisty filar tego albumu, wokół którego wiją się refleksyjne linie Schmidta zmieniające dostojnie nastrój niczym w atłasowym, wiekowym kalejdoskopie. I to właśnie trąbka głównie decyduje o tym, którą wersję narracji będzie nam dane słuchać i jaki obraz ułoży się finalnie..
Nawet jeśli przez dłuższy czas sekunduje budując daną aurę razem z fortepianem to pozostawiono jej tyle przestrzeni i elastyczności interpretacyjnej, że jedną drobną frazą potrafi diametralnie zmienić nasze emocje i odczuwanie.
Piotr Schmidt operuje mnóstwem czarujących odcieni co niewątpliwie wzbudza wyobraźnię i niejako zmusza nas do dopowiadania wielu, pozornie brakujących, części historii.
To podmuch iluzji, dzięki któremu przeglądamy się bez końca w tych nutach.
Swoją drogą, na płycie mamy do czynienia z niezwykle wyrafinowanym sposobem grania i aranżowania – słuchając jej ponownie a następnie kolejny raz, odkrywamy, iż nigdy nie mówi do nas w ten sam sposób. Zmiany potrafią mieć rozmaity rozmiar. Czasem są to po prostu dwie, trzy łzy więcej a czasem temperamentne bicie serca i zadyszka w najmniej spodziewanym momencie..
Naprawdę często jesteśmy zaskakiwani plastyką tych dźwięków, mających raz zdolność dopasowania się do naszego rytmu a kiedy indziej nagłego wybicia z grzęznącej rutyny – niesamowite odczucie!
Czy można bardziej elegancko i wciągająco opowiadać z pamięci?
Melodyjna kurtuazja i szykowność wybrzmiewają tutaj praktycznie w każdym takcie. Nie ma znaczenia czy brniemy we mglistej, nieprzeniknionej materii pamięci czy delektujemy się rześkim wspomnieniem…w każdej sytuacji towarzyszy nam niezwykle dystyngowany czworogłos.
Cudownie brzmiący, nienachalny i przede wszystkim, mistrzowsko zgodny.
Nie oznacza to jednak, iż droga przez ten album jest prosta i łatwa…wręcz przeciwnie, wymaga skupienia, wsłuchiwania się w każdy drobny niuans, który często okazuje się ważną wskazówką determinującą kolejne kroki w głąb tej muzyki…a wszystko po to byśmy doświadczyli jej, skrywanych do tej pory, kolejnych wrażliwości.
Urzeka mnie wstrzemięźliwość wykonawcza tego materiału.
Przemyślane, wyważone i przejrzyste partie każdego instrumentu dodają całości krystalicznej czytelności – zarówno tej emocjonalnej jak i muzycznej.
To również kwestia kunsztownej artykulacji i niezwykłej kaloryczności każdego zagranego dźwięku.
Fortepian od samego początku uwodzi niczym nieposkromioną finezją.
Akordy, pasaże czy pojedyncze dźwięki…nie ma znaczenia, ponieważ Włodzimierz Nahorny gra wszystko w tak misternym zatraceniu, że każde dotknięcie klawiatury to gwarancja dreszczy. Arcydelikatność, nawet gdy palce rozpędzają się, fenomenalne czucie aury i jej ewoluowanie z dokładnością do pojedynczych nut…naprawdę, warto wsłuchać się w te niezwykle wyczulone sekwencje.
Dialog Nahornego ze Schmidtem wnosi zupełnie nową, bardzo rozedrganą częstotliwość do ogólnej narracji.
Uniesione unisono…w wielu miejscach muzycy podążają zgodnie razem, ale prawdziwą ozdobą tej płyty są ich ‘rozmowy’, w których każdy przemawia indywidualnym głosem.
Robi się wówczas bardzo, bardzo mistycznie (np. genialnie odrealniona partia trąbki i wtórującego piano w ‘My Ballad’).
Piotr Schmidt wyśmienicie dekoduje materię każdej kompozycji i czujnie szkicuje ich alter-ego (np. obłędne ‘Old Friend Revisited!).
Jego linie są pełne kuszącej charyzmy , której doprawdy trudno się oprzeć.
Nie komplikuje przy tym odbioru używając relatywnie prostych, ale niezwykle impaktowych środków kreujących nową, pełną zagadkowości przestrzeń.
To punkt, z którego ruszamy na spotkanie z nieznanym a Schmidt jest idealnym przewodnikiem – idzie jako ostatni, ale to za jego melodią podążamy…
Sekcja Bogdanowicz/Biskupski to prawdziwe uosobienie dyskretnej wykwintności.
Współbrzmiące spoiwo, dzięki któremu całość stoi na ponadczasowym fundamencie. Piotr Biskupski gra w bardzo ułożony, wręcz dżentelmeński sposób co każdorazowo buduje naturalny groove, ale nie pozbawiony też przełamań, które niepostrzeżenie zagęszczają dramaturgię poszczególnych momentów (np. ‘Childhood Memories’). Partie Biskupskiego, swoją szczoteczkową, bardzo detaliczną aranżacją stanowią rewelacyjne wzbogacenie kolorytu każdej kompozycji.
Całość wieńczy bon-ton niskich częstotliwości czyli kontrabas Mariusza Bogdanowicza.
Subtelnie wyrazisty.
Bogdanowicz gra niezwykle intymnie, nie forsując pasma co przekłada się na błogą miękkość rozlewającą się pod pozostałymi instrumentami.
Kontrabas wielokrotnie dochodzi do głosu w tej sesji, ale nie zmienia to temperatury jego gry i bardzo dobrze, ponieważ taka koronkowa metodyczność wypada po prostu popisowo (np. ‘Prime Time’).
‘Freedom Book/Echoes of Hayday’ to zapis bijącego serca.
Wypełnionego przeszłością, ale dygocącego na myśl o każdym kolejnym uderzeniu. To słabość do piękna odnajdywanego w prostych, codziennych chwilach i gestach. Ten album wybrzmiewa afirmacją życia, liczonego w mrugnięciach powiek…bo tyle czasem wystarczy by zadurzyć się bezpowrotnie w tym co mija nas bezszelestnie. Urzekająca muzyka, której trzeba zaufać i pozwolić dotrzeć tam, gdzie światło wspomnień nie dociera…niewykluczone, że dotknie najczulszych strun, których brzmienia wyczekiwaliśmy od dawna.
Last modified: 2024-05-05