Kiedy woda spotyka się z ogniem i oba żywioły funkcjonują bezproblemowo, wiedz, że najprawdopodobniej maczał w tym swoje palce Tomasz Stańko.
Mistrz łączenia kontrastów w sposób bezszwowy zarówno dla oka jak i ucha. Z jednej strony mamiący cudowną liryką granych na trąbce partii a z drugiej egzorcyzmujący demony jazzowego chaosu w najczystszej postaci. Swobodne przenikanie między muzycznymi światami Tomasz Stańko opanował do perfekcji.
’Music 81′ to album, na którym mamy okazję słuchać obu wersji tego genialnego trębacza – i tej miękkiej, rozmarzonej i tej mrocznej, drapieżnej, smagającej nas kakofonią dźwięków.
Stańko ma na wszystko plan.
Nawet jeśli momentami wypada poza pięciolinię, robi to tylko po to by wrócić z podwójna mocą w najmniej oczekiwanym momencie. Nieprzewidywalność, na która się czeka…choć nie ma to żadnego sensu, ponieważ na to nie jest się nigdy przygotowanym.
Dlatego warto odpuścić pragnienie trzymania się kurczowo tego co na danej płycie zagra Tomasz Stańko i dać się po prostu wciągnąć do gry według jego reguł.
Reguł, które, dodajmy, notorycznie są przez niego łamane.
’Alusta’ otwierająca płytę od pierwszych taktów urzeka zwiewnością i niesamowicie naturalnym groove.
Na bębnach nie kto inny aniżeli Czesław Bartkowski, którego styl grania idealnie wpasował się w te kompozycje. Jak zwykle gęsto grane partie, liczne przełamania rytmiczne, ale z dużym wyczuciem tak by nie zakłócić w najmniejszy sposób przestrzeni, w której frunie Tomasz Stańko i Sławomir Kulpowicz. Ten drugi przez .świetną grę na fortepianie nadaje niesamowicie rozbujanej lekkości całej kompozycji. I nie ma znaczenia czy gra motyw przewodni czy solo…feeling gry Kulpowicza jest tym elementem, który odrywa nas od ziemi. Witold Szczurek, grający na kontrabasie zdążył już na wielu płytach przyzwyczaić do niesamowitej dyscypliny sekcyjnej
i ta sesja jest tego kolejnym dowodem. Doskonale zgrany z Bartkowskim z misją wspólnego budowania oszałamiającej rytmiki
a jednak grający w niezwykle wyrazisty, indywidualny sposób – wystarczy posłuchać jego solowego popisu w drugiej części utworu – cały Szczurek, chciałoby się powiedzieć. Taki sposób aranżacji wymaga od słuchacza sporej podzielności uwagi – by nadążyć za każdą ścieżką i instrumentem, ponieważ każdy gra partię, którą naprawdę warto śledzić.
Przy tak zbudowanej konstrukcji, Stańko może pozwolić sobie na niezwykle wyluzowaną grę i to słychać.
Dużo w tym freestyle, swobody interpretacyjnej i, wierzę w to mocno, szczęścia.
Jego gra jest po prostu niesamowicie jasna, energetyczna, nawet gdy znika w improwizacyjnej mgle.
Zupełnie inny Stańko pojawia się na początku drugiej odsłony – 'Daada’ wybrzmiewa echem ciemnego świata, z którego Tomasz Stańko bardzo często wysyłał do nas sygnały.
Szczerze mówiąc, dla mnie właśnie to oblicze Mistrza jest najbardziej niesamowite.
Brzmienie absolutnie hipnotyczne, nierealne dobiegające
z zadymionej po brzegi trąbki.
To intro jest po prostu…w 110% 'stańkowe’.
I jak już wspominałem wcześniej, ten mroczny nastrój zostaje przez Stańkę odczarowany z niebywałą łatwością – wystarczyło dosłownie kilka dźwięków by kompozycja zaczęła nabierać rozmachu i typowo jazzowej wolności. To jasny sygnał dla reszty muzyków.
Bartkowski i Kulpowicz grają tu po prostu fenomenalnie.
Lekkość z jaką zagęszczają rytmikę niemalże do zatrzymania by następnie wejść z powrotem w prosty groove świetnie działa na dramaturgię. Fortepian gra w tym utworze pierwsze skrzypce, można rzec – partie Kulpowicza są naprawdę olśniewające!
Na podobnych zasadach zbudowany jest trzeci akt 'Bushka’.
O wielkości Tomasza Stańki świadczy fakt, że nie zdominował tych nagrań. Mógł to zrobić z łatwością a tymczasem rozdaje wszystkim część tej przestrzeni i pozwala zaistnieć na swój własny sposób.
Nie mam złudzeń, że całość jest podporządkowana jego planowi
i wizji, ale mamy na tym albumie wiele momentów, w których słuchamy tego co muzycy mają solo do powiedzenia a raczej…zagrania.
Dzięki temu mamy wiele warstw do odkrycia a każda z nich jest po prostu unikalnym doświadczeniem.
’Third Heavy Ballad’ jest najlepszym przykładem na przewrotność artystyczną Stańki. Zaczyna się balladowo, ciepło a nawet wręcz klubowo. I kiedy wydaje się, że oto jest moment wyciszenia na płycie, w którym Stańko i spółka zagrają w nieco wycofany sposób…oni uchylają drzwi do labiryntu.
Robi się gorączkowo, nerwowo i przede wszystkim zaskakująco.
Labirynt ma to do siebie, że spora jego część wygląda znajomo
co nas uspokaja i tak samo jest tutaj, ale druga jego część nie przypomina niczego co wcześniej widzieliśmy więc nic dziwnego,
że słuchając 'Third Heavy Ballad’ mamy poczucie muzycznej schizofrenii. Choć muszę przyznać, że choć to naprawdę intensywne doznanie to chce się więcej.
Wieńczący płytę 'Ahuha’ otwiera za to okno i wpuszcza dużo świeżego powietrza. Zdecydowanie było to potrzebne by zachować trzeźwość percepcji do końca.
Świetna kompozycja zamykająca, w której ewidentnie muzycy poluzowali koncepcyjnie i zagrali bardzo odświeżająco, choć pamiętajmy, że to cały czas ci sami instrumentaliści, którzy 2 utwory temu zatapiali nas w intro do 'Daada’ zatem nie spodziewajmy się lekkości puchu. Świetnie nakreślona amplituda trzyma nas do samego końca w skupieniu i…transie.
Zwłaszcza w chwilach gdy utwór hamuje, wycisza się do ostatniego echa by następnie ruszyć dalej.
Niczym kaskadująca nuta, do której doklejają się kolejne aż finalnie przybiera gigantyczny rozmiar, od którego ziemia trzęsie się pod nogami. Prosty zabieg, ale jakże skuteczny w ich wykonaniu!
’Music 81′ to płyta pełna magii. Rola szamana przypadła niewątpliwie Tomaszowi Stańko, ale czar tych dźwięków to również zasługa Bartkowskiego, Kulpowicza i Szczurka, którzy wypełnili swoimi osobowościami przestrzeń tego albumu.
Śmiem twierdzić, że dzięki nim zabrzmiał on jeszcze dobitniej
i bardziej kompletnie.
Jest kilka płyt-kluczy, od których warto zacząć przygodę z muzyką Tomasza Stańko – 'Music 81′ na pewno jest jedną z nich.
Znajdziecie tu wszystko za co świat pokochał jednego z najgenialniejszych muzyków jazzowych, który zatrzymał się na chwilę na Ziemi by zostawić po sobie tak niezapomniany ślad.
Last modified: 2024-05-05