Nuty zasiane z dobrą intencją kiełkują ukojeniem..
Dojrzewają każdego dnia, dając plony w postaci lepszego czasu, pełnego jasnej aury i naturalnego, niekłamanego ciepła bijącego prosto z idealnie dobranej częstotliwości.
Rytm dobrego życia, chciałoby się powiedzieć.
To są te wszystkie fragmenty pamięci, w których raz na jakiś czas potrzebujemy zanurzyć się by nie zapomnieć, że wystarczy najdrobniejszy szczegół by dowolna chwila stała się na zawsze przedmiotem duchowego pożądania.
Pomarańczowy zachód zimowego słońca, hipnotyczne oczy miasta migoczące w nocnej dali, senne fale cichego morza o świcie, szum drzew w oszałamiająco pachnącym, czerwcowym lesie…oto muzyka, w której pomieści się naprawdę tyle ważnych wspomnień ile zdołacie udźwignąć.
‘Hearsay’ to źródło niezwykle dobrej energii, która ma uwodząco subtelną moc napędzania codzienności. Dyskretnie, ale skutecznie kształtuje każdą chwilę budując ją zarówno z tego co minione jak i nieznane.
Ta dwuskładnikowa receptura jest kluczem do świata miękkich doznań wybrzmiewających z tej płyty. Lekkość słodkiej nostalgii, uśmiech do przeszłości, dreszcz i fascynacja tajemnicą jutra…najnowsza muzyka Sekstetu Piotra Schmidta zaciera w mistrzowski sposób granicę między nutami, które mogliśmy słyszeć we wszystkich swoich dotychczasowych wcieleniach.
Tak to jest właśnie skomponowane i zagrane…mamy wrażenie, że niektóre partie już gdzieś przewinęły się przez nasze życie a ich echo właśnie powraca na ‘Hearsay’.
Zetknięcie się z tą retrospektywną aurą pozwala nam odczuć prawdziwą głębokość tego albumu…trzeba tylko poddać się bezwarunkowo nurtowi wszystkich jego pięciolinii. W większości będzie on pastelowo kontemplacyjny, ale momentami też zaskakująco wartki co tylko dodaje całości intrygującej wielowymiarowości.
Ona sekretnie tkwi w detalach, schowana między pojedynczymi frazami poszczególnych instrumentów więc warto, bardzo warto wsłuchać się z należytą uwagą.
Wówczas, zaręczam Was, objawi się cały czar tej sesji.
Delikatność jest kwintesencją tego wydawnictwa.
Niespieszna, celebracyjna wręcz gra Sekstetu, pozwala nam docenić i dokładnie poczuć każdy, najdrobniejszy nawet niuans budujący wszystkie sześć utworów. Aranżacyjnie, dla mnie, one wszystkie składają się z ulotnie iskrzących, niezwykle czułych nut, które pozwalają opuścić gardę teraźniejszości. I nawet, jeśli momentami ich dynamika rośnie, nadal brzmią nadzwyczaj zapraszająco.
To, poza świetnym wyczuciem nastroju przez muzyków, również zasługa absolutnie zjawiskowo aksamitnego brzmienia, które dzięki swojej selektywności prezentuje w sposób perfekcyjny cały horyzont dźwiękowy ‘Hearsay’.
A jest co odkrywać, naprawdę.
Warto przy kolejnym odsłuchu założyć słuchawki by docenić z jak wielu nieskazitelnie przejrzystych planów składa się najnowszy materiał Piotra Schmidta i jak wiele pozornie niesłyszalnych artefaktów kreuje tu klimat całości.
Przydźwięki ambientu, muśnięcia, echa, pozornie ad hocowe dialogi…tło tej płyty mieni się wyrafinowanym bogactwem zamierzonych niedopowiedzeń, które czynią całą narrację jeszcze bardziej wciągającą.
I dotyczy to każdego instrumentu grającego na tym albumie…urzekający jest fakt, iż poza partiami głównymi znalazło się tyle przestrzeni by pozostawić tak wiele drobnych, zaszyfrowanych wyobraźnią ozdobników.
Finalnie, całość jest spowita kuszącą mgłą, która stanowi o wyjątkowej, tajemniczej atmosferze ‘Hearsay’ roztaczającej się od pierwszego do ostatniego taktu.
Niby widzimy i słyszymy wszystko a jednak…niby.
Nuty wabią by podejść blisko, bardzo blisko aż w końcu znajdziecie się w takim miejscu gdzie zabraknie tchu z mnogości doznań – z całą pewnością poczujecie ten moment.
Bez obawy, to przyjazne ludzkiej duszy i sercu mikrowyładowania estetyczne budzące potrzebę do szukania nieoczywistości w tym co poznane.
Muzycznie, Piotr Schmidt Music z zespołem zapraszają nas do nieskrępowanej imaginacji. Oczywiście, grany jest jazz, ale raczej ten z zatartymi granicami międzygatunkowymi, otwarty również na nieszablonowe, improwizacyjne podejście.
Jazz bogaty w mnogość skojarzeń pozwalający swobodnie poruszać się po nitce własnej intuicji. Podążamy jedynie za muzykalnością ludzkiej natury.
Na takim fundamencie możliwa i, co ważniejsze, dozwolona jest dowolna myśl czy interpretacja.
To jest jeden z kluczowych elementów wspomnianej przeze mnie na początku delikatności – nie czujemy żadnego narzucania i nachalności ze strony Sekstetu.
Dostajemy ogromną przestrzeń kreatywną, w której możemy dosłownie wszystko.
Jest szeroko, głęboko i nad wyraz inspirująco.
‘Hearsay’ to album bez daty przydatności, do którego wraca się jak do najtrwalszych fragmentów pamięci. Sekretnych depozytów najlepszych wspomnień, z których możemy w dowolnym momencie odtworzyć kopię zapasową miejsca i czasu, w którym czuliśmy się…we właściwym miejscu i czasie.
Cudowna moc dźwięku granego z myślą o kruchości i wrażliwości człowieka.
Przepiękne.
Last modified: 2024-10-19