Ostateczny rytuał zapomnienia.
Liturgia sonicznych chirurgów, w którą wsłuchujemy się bez opamiętania.
Masowa narkoza wieńcząca długą i zapętloną drogę po pięcioliniach wijących się latami wokół błogiej nieświadomości nieuchronnie nadchodzącej inicjacji.
Wszystko-tnący portal do miejsca, w którym przechodzi się w stan dźwiękowy by ostatecznie przyjąć postać losowo napotkanej nuty i wybrzmiewać jej echem na zawsze.
Wieloletni lot między ciemnościami oszołomienia, na przekór wszelkim muzycznym przepowiedniom i nawigacjom.
Aż do rozbłysku światła…nieznanego, nieodgadnionego, niespodziewanego..
Kto miał okazję zobaczyć i usłyszeć na żywo, ten dokładnie wie o czym piszę.
Kto przewidział, że początek może zacząć się od końca ten i tak nie był gotowy.
Bo nie da się być gotowym na Skalpel Big Band Live.
To materia tak kreatywnie nieokiełznana, że wymykająca się jakimkolwiek próbom konfiguracji własnych oczekiwań.
Artyzm kompulsywny atakujący od pierwszego kontaktu, który jest niczym innym aniżeli bezpardonową próbą zawładnięcia naszą osobistą przestrzenią.
Próbą bezpardonową, ale jakże…big-band’owo szarmancką.
Zaiste, abordaż duszy w białych rękawiczkach.
Na poziomie wysokiego C, od którego wszystko się zaczyna, brakuje tchu by myśleć konwencjonalnie, stąd nasza zgoda domniemana na każdą okoliczność.
Potem rozciąga się już tylko faza upojnego bezdechu, która w każdym indywidualnym przypadku ma swój własny okres trwania.
Widziałem to na własne oczy!
To niespotykana na co dzień głębokość i siła przenikania dźwięku do ludzkiego ciała, w którym sieje sejsmiczne wręcz spustoszenie. Bo Skalpel Big Band Live to sceniczny wulkan, trzęsący nami w posadach za sprawą swojego ognistego groove.
Obcowanie z tą muzyką jest jak igranie z jej kodem namiętności zapisanym na ostrzu zmysłów…kalkulowanie czegokolwiek w takiej sytuacji nie ma najmniejszego sensu bo eksplozja i tak jest nieunikniona.
Albumy studyjne tłumaczone są w rozmaity sposób na żywy język. Czasem mniej lub bardziej rozpoznawalny a czasem nawet totalnie niezrozumiały.
Skalpel podjął się całkowicie nowego przekładu swojej własnej twórczości.
Z pomocą wielu tłumaczy dokonał niemożliwego: stworzył arcydzieło, które o ile wywodzi się z tego samego DNA co dotychczasowe albumy tego kultowego duetu, to bezapelacyjnie tętni zupełnie nową jakością życia. Tętni tak donośnie, że tworzy swój własny, bezprecedensowy, epokowy wręcz wymiar, który przemierza samotnie napawając się absolutną, niczym nieskrępowaną wolnością stylistyczną.
Tak rodzą się Nowe Legendy.
Aż momentami trudno pamiętać, że Skalpel Big Band Live zrodził się z przeszłości…bo tej nieprawdopodobnie teraźniejszej pewności siebie, gdy razem(!) przemawiają ze sceny, nie da się w żaden sposób zagłuszyć.
I ta moc wypełnia każdą przestrzeń, w której się pojawia.
Udziela się nam monolityczne zgranie wszystkich muzyków, zgodnie kreujących hipertransową aurę praktycznie w każdym utworze. Wywoływani co chwilę do świateł reflektorów przez dyrygenta(!) dają niepohamowany pokaz solowych umiejętności i jednocześnie przykład jak kolektywnie powinny brzmieć nowoczesne big-band’y w najbliższych dekadach.
Nieskazitelny wzór!
Niezwykłe też jest to, że przy całej tej dyscyplinie wykonawczej, w tej muzyce jest tyle świeżego powietrza i płynnej, rozlewającej się lekkości, która bez najmniejszego trudu unosi każdą publikę w dowolnej sali…
Chylę nisko czoła bo to istna aranżacyjna maestria!
Skalpel Big Band Live fascynuje niedoścignioną kulturą i elokwencją artystyczną.
Nie wiem czy słyszałem drugi projekt, który w tak wysmakowany i ekstatyczny sposób połączyłby tyle muzycznych i odległych światów w prezencji niemalże orkiestrowej.
Jutro i wczoraj. Dzisiaj i dawniej. Oni tam i my tutaj.
Muzyka pamięci i z pamięci…
Jazz, electronica, downtempo, chill-out, bossa nova, soundtrack-noir, trip-hop, fusion, swing, d’n’b, ambient i wreszcie big-band…Skalpel Big Band Live!!
Ta naturalna nieostrość granic pozwala bezkarnie migrować wszystkim fascynacjom w jedną i drugą stronę i osiadać w bezszelestny sposób na poszczególnych partyturach co czyni ten album ponadczasowym doświadczeniem.
Dla wszystkich.
Ta płyta to swoista kapsuła czasu, która w dniu wydania ruszyła zarówno wstecz jak i w przód by dać dowód rozwoju spuścizny tego co od dekad grali ludzie, których duch unosi się teraz nad każdym występem na żywo tego projektu.
Bo czuć ich energetyczną obecność i duchową aprobatę.
Może dlatego to wszystko jest tak niesłychanie mistyczne..
Moim zdaniem, Skalpel Big Band Live to najbardziej spektakularna i emocjonująca wersja muzyki Skalpela.
Jeżeli nie doświadczyliście jej, nie wyobrażam sobie byście nie spróbowali.
To coś, od czego trudno się uwolnić.
Tajemnicza muzyczna lubieżność w narkotycznej krasie emanującą z każdego muzyka, który stał tamtego wieczoru na scenie.
Wsłuchajcie się i, jeśli będzie Wam dane, próbujcie za wszelką cenę przeżyć na żywo by przekonać się jak bardzo uzależniająca potrafi być ta muzyka.
Marcin Cichy, Igor Pudlo, Patryk Piłasiewicz, Damian Kostka, Rafał Dutkiewicz, Piotr Rakowski, Sylwester Graniasty, Robert Błoszyk, Filip Szulc, Wojtek Świeca, Maciej Gizejewski, Filip Chojnacki, Kacper Krupa, Kuba Marciniak, Piotr Banyś, Kacper Grzanka, Patryk Rynkiewicz, Jakub Kraszewski, Maciej Olejniczak, Stefan Betke…wiem, że to dźwięki dobiegające z 2019, ale dla mnie, to jest jedna z płyt roku 2023.
F-e-n-o-m-e-n-a-l-n-e.
Last modified: 2024-10-19