• Facebook
  • Spotify
Skip to content
jazzmotional.com
Home Bez kategoriiPiotr Figiel – ‘Piotr’, 1971 rok [LP]

Piotr Figiel – ‘Piotr’, 1971 rok [LP]

2025-09-07• byJazzmotional

[podsłuchane w snach]

Pamiętasz? Rozmawialiśmy o czasach, do których nie mamy już wstępu, o przekonaniu, że to wszystko da się jeszcze w przyszłości zawrócić…o pętli wspomnień, w której być może utknęliśmy bezpowrotnie.
Ona właśnie zatacza kolejne koło i pytanie tylko czy zdążymy załapać się raz jeszcze do tych chwil by spróbować zabrać z nich to, co kiedyś wydawało się nieistotne a dzisiaj jest największym deficytem naszej rzeczywistości.
Zabrać na zawsze, by móc odtwarzać w nieskończoność punkt wejścia do życia, o którym cicho rozmawiamy w chwilach gdy robi się za ciasno od myśli.
A to jednak za każdym razem jest nadludzka próba sił, w której mierzymy się z wewnętrznym przekonaniem, że czasem po prostu trzeba odpuścić ucieczkę do przodu.
Zostać w tyle, na ile się da.
Może właśnie to wtłoczenie w niewidzialność, gdzieś z dala od nowych oczekiwań, jest najlepszym co może nam się przytrafić?
Być tu, czuć wstecz i marzyć w bezruchu…tak by nie obudzić czasu na dobre.
Pamiętasz? Rozmawialiśmy o tym.
Cisza nieśmiałych spojrzeń, mgnienia wzruszeń i echo, które nieustannie ciągnie się za nami przypominając o tych wszystkich najdrobniejszych zdarzeniach, które umknęły naszej uwadze. One teraz wracają, wbijając w nas tkliwie cały arsenał mikroskopijnych widm przeszłości…zupełnie jakby chciały dać do zrozumienia, że w tej podróży nie przytrafiła nam się do tej pory nawet jedna nieistotna chwila.
A dzisiaj, coś, co kiedyś było uśmiechem, zamienia się w melancholijną pogoń pełną niepewności. Przecież nie tak się umawialiśmy!
I właśnie dlatego największą sztuką będzie uczynić z tego następne wspomnienie warte trzymania blisko serca…rozpisać te nuty na nowo po całym ciele, niech przejmą kontrolę nad biegiem kolejnych olśnień.
Powoli zaczyna się taniec przemijania w rytmie zapomnienia..
Każdy kolejny krok powiększy przepaść, którą latami pieczołowicie pielęgnowaliśmy z nadzieją, że nigdy nie trzeba będzie wracać.
Zatem, jeżeli nic się nie zmieniło, pozwólmy by dźwięk, który wędruje z nami od pół wieku, prowadził dalej.
Zamknij oczy i zdaj się wyłącznie na cud jaskrawej pamięci.
To ona była, i nadal zresztą jest, każdym naszym nowym bytem więc jeśli zaufać, to tylko jej.
I nie zastanawiaj się czy za następne pół wieku trzeba będzie znów czekać na kolejny obrót pętli…nie będzie takiej potrzeby, jeśli tylko uznasz, że dotarliśmy do miejsca, w którym ta historia nie ma końca.

Czy nagrywając album ‘Piotr’ w 1971 roku, Piotr Figiel przypuszczał co ta muzyka będzie robić ludziom w kolejnych latach, dekadach?
Możliwe, że tak…bo jestem niemalże pewien, że kumulacja emocji, zarówno tych kolorowych jak i wyblakłych, w każdej zagranej nucie, jest naturalną konsekwencją intencjonalnego obnażenia własnych przeżyć.
Dlatego to wszystko jest takie prawdziwe a odsłuch potrafi czasem wręcz zaboleć.
Muzyka pisana duszą.
Zupełnie jakby Piotr Figiel chciał, by została po Nim ponadczasowa materia, w której każdy będzie mógł utrwalić dowolne wspomnienia…nawet te przygaszone.

Panie Piotrze, udało się. Tak bardzo udało się..

Słyszę na tym albumie wszystko wstecz i w przód. Pamiętam jeszcze więcej.
Zupełnie jakbym istniał od zawsze choć nie było mnie nawet w planach gdy w studiu kręciły się taśmy rejestrujące tę sesję.
Tak właśnie działa ‘Piotr’.
Przypomina nam nie tylko to, co minęło, ale także to, co minąć mogło.
Nieskończone bogactwo domysłów.
Te dźwięki niosą w sobie coś tak obezwładniająco czułego, coś zaklętego w naszych osobowościach…bliskiego aż do namacalności, że doprawdy, trudno oprzeć się wrażeniu, że językiem urzędowym tej płyty jest po prostu…bicie ludzkiego serca.
A to najtrudniejszy do zagrania rytm.
Miarowy, radosny, samotny, szalony, arytmiczny…niezliczone są stany świadomości bycia obecnym w życiu.
I Piotr Figiel swoją (nie)obecnością przypomina nam o tym w każdym takcie..
Ta muzyka wdziera się do naszego wnętrza i karmi wrażliwość, która szybko staje się najprawdziwszym epicentrum wszystkich wstrząsów będących następstwem nawet najmniejszej chwili słabości. Bo przecież nie ma mocnych gdy nagle rozbrzmiewa soundtrack wszystkich naszych wcieleń..

Różnorodność tej płyty powoduje, że odkrywamy ją na nowo za każdym razem gdy jej słuchamy. Niczym hipnotycznie wciągająca opowieść, w której zwroty akcji, suspensy czy klamry spinające poszczególne części, stale zmieniają swoje położenie.
To jest jeden z największych walorów tego wydawnictwa – ta niezwykła łatwość budowania płynnej dramaturgii, która, w tylko Piotrowi Figlowi znany sposób, przemieszcza się nie naruszając perfekcyjnie przygotowanych konstrukcji tych nagrań.
Podążamy więc za swoimi emocjami, za potrzebą wzruszeń i uniesień no i za samym Autorem, wsłuchani bez końca w jego narrację.
Dzieje się tak wiele wokół nas, ale już tylko wartościowego bo przefiltrowanego…więc nie tracimy orientacji w natłoku zbędnych artefaktów.
Na ‘Piotrze’ zostało tylko to, co rzeczywiście najlepsze.
Wysmakowanie aranżacyjne po prostu zapiera dech!
Na tym albumie absolutnie wszystko jest na swoim miejscu i w idealnych proporcjach. To płyta detali a każdy z nich rozwija się niespiesznie, wręcz metodycznie, ukazując stopniowo piękno większych, ewoluujących partii.
Inna sprawa, że dynamika przebiegu ‘Piotra’ jest po prostu perfekcyjnie dopasowana do nastroju – od pierwszego do ostatniego taktu niesie nas wyraźny, często mocno rozbujany groove, ale zawsze podporządkowany aurze danej kompozycji.
I to właśnie dzięki temu nasz wewnętrzny kalejdoskop uczuć szaleje.
Funkowo-rockowa ekscytacja w ‘Skrawek przestrzeni’ lub ‘Dyplomowany galernik’, dancingowe library music w melancholijnym ‘Nieobecność’, pozytywnie zadziorne i roztańczone ‘Trochę wiosny, trochę lata’ lub nostalgicznie monumentalne ‘Preludium e-moll’ – oto buzuje dźwiękowy tygiel, w którym stapiają się style najwyższej próby.
A my wraz z nimi.

Piotr Figiel zgromadził wokół siebie zjawiskowych muzyków, dzięki którym powstał album nie tylko genialny kompozycyjnie, ale i mistrzowski w wykonaniu.
Na ‘Piotrze’ gra crème de la crème polskiej sceny jazzowo-rockowej i zaiste, słuchać to w każdym utworze. Najpiękniejsze jednak jest to, jak ten galaktyczny skład funkcjonuje na całej długości sesji. Gołym uchem słychać maestrię, ale taką stonowaną, elegancką, bez parcia na liderowanie. Realizacyjnie ‘Piotr’ pozostawia każdemu członkowi zespołu sporo miejsca na pokazanie zarówno kunsztu gry jak i wyczucia temperatury chwili.

Piotr Figiel, wirtuoz organów Hammonda niewątpliwie określa swoją grą tonalność poszczególnych utworów. Jak przystało na lidera projektu, definiuje jej charakter, ale wielokrotnie oddaje też prowadzenie innym instrumentalistom. Jego partie, obłędnie czujne wnoszą zarówno rozognienie (‘Skrawek przestrzeni’), rozbujanie (‘Śniadanie o północy’) jak i ukojenie (‘Nieobecność’) czy melancholię (‘Preludium e-moll’).

Janusz Stefański gra…jak Janusz Stefański czyli tak, jakby miało nie być jutra.
Gęste, pełne mini ozdobników uskrzydlające partie dosłownie unoszą nas swoją hipnotyczną rytmiką. Stefański idealnie wpasowuje się w amplitudę emocji ‘Piotra’…napędza brawurowo do granic zapomnienia w ‘Skrawek przestrzeni’, by już w kolejnym ‘Nieobecność’ wtopić się w easy-listeningowe ciepło a w następnym ‘Trochę wiosny, trochę lata’ zagrać z ulotną frywolnością.
Za każdym razem wyrazisty, z mnóstwem pomysłów na grę, dzięki czemu każdy utwór tętni zróżnicowaną tożsamością.

A skoro mowa o sekcji to najlepszy moment by wspomnieć o grze Mariana Siejki, którego bas, świetnie zresztą wyeksponowany realizacyjnie, perfekcyjnie uzupełnia się z partiami Stefańskiego. Czasem w punktującej kontrze (‘Skrawek przestrzeni’) co świetnie kontrastuje z ferworem bębnów, ale z reguły wpleciony w główny nurt kompozycji. Świetnie wypadają także dyskretne unisona z Hammondem lidera. Siejka miał mnóstwo przestrzeni na kreowanie linii niskich częstotliwości co zresztą doskonale wykorzystał – praktycznie w każdym utworze suną jedna za drugą autonomiczne linie melodyczne, stanowiące kolejny element podbijający dynamikę.

Jest też na tej płycie partia, którą rozpoznałbym niezależnie od pory dnia i nocy.
Posłuchajcie trąbki w drugiej części ‘Dyplomowany galernik’…nie ma żadnych złudzeń. Tak, to Tomasz Stanko!
Sporo jest na ‘Piotr’ Jego linii, ale z reguły są grane w sposób zespołowy, dynamizujący poszczególne fragmenty (‘5×5=55’, ‘Trochę wiosny, trochę lata’).
Jednakże solo we wspomnianym ‘Dyplomowany galernik’ to kwintesencja żądlącej, stańkowskiej trąbki, wprowadzającej jakże charakterystyczne rozwibrowanie do przebiegu utworu.

Kolos saksofonu – tak mówiono o Januszu Muniaku.
On także wziął udział w tej sesji i podobnie do Tomasza Stańko, pojawia się w niej wpasowując zgodnie w grę kolektywną. Wyjątkiem jest ‘Pójdę drogą w świat daleki’, w którym zagrał solo na flecie. Trwa ono niecałe 40 sekund, ale w przypadku Janusza Muniaka to wystarczyło by oderwać ten fragment utworu i przenieść do innego wymiaru.
Zwiewnie, mistycznie, nieco spirytualnie…elokwencja Mistrza.

Obecność kolejnego wirtuoza na ‘Piotrze’ jest, z małymi wyjątkami (intro wah-wah do “Trochę wiosny,m trochę lata’, drapieżne solo w ‘5×5-55’), dyskretna.
Partie Dariusza Kozakiewicza wnoszą za to sporo wysmakowania i lekkości w tle (np. ‘Nieobecność’, ‘Nigdy we wtorek’, ‘Preludium e-moll’).
Moim zdaniem, ten sekretny minimalizm świetnie buduje wielopłaszczyznowość kompozycji przez co jeszcze bardziej doceniamy komplementarność brzmieniową całości.

Nie zabrakło też w tej sesji wokali, których charakter jest znakiem rozpoznawczym lat, w których powstał ‘Piotr’ i inne produkcje.
Tak, z pewnością kojarzycie te głosy!
To Ewa Bem odNova, Aleksander Bem i Andrzej Ibek czyli większość zespołu Bemibek, który w tamtym czasie zaczynał odnosić sukcesy na polskich i zagranicznych scenach.
Rozkołysane, improwizowane linie, podkręcające metrum utworów (‘Śniadanie o północy’) i wprowadzające magiczny, retrospektywny nastrój (‘Trochę wiosny, trochę lata’) są kolejnym niezwykle urodziwym horyzontem dźwiękowym tego albumu.

Przepiękna płyta, wypełniona po brzegi szlachetnym, wzruszającym ciepłem.
Brzmiąca jakby istniało jedynie ‘wczoraj’…ale to tylko złudzenie.
W istocie, jest nieczęsto spotykanym w muzyce kluczem, pasującym do wszystkich zatrzaśniętych kiedyś drzwi. Nieważne z jakiego powodu.
Otwieranie ich niekoniecznie będzie łatwym doświadczeniem, ale dzięki tym dźwiękom, wybór jest w ogóle możliwy.
Nie zawsze słychać na początku co za nimi się skrywa, ale w wielu przypadkach, prowadziły one…do przodu.

F-e-n-o-m-e-n-a-l-n-y album.

#jazzmotional

Last modified: 2025-09-07

Previous: Marek & Wacek, Poznań, Aula UAM – najprawdopodobniej 1982 rok.
Next: Oleś Brothers & Christopher Dell – ‘Komeda Ahead’, 2014 rok [LP, 2019]

Comments are closed.

Ostatnie wpisy

  • Wojtek Mazolewski Quintet – ‘Live Spirit I’, 2025 rok [LP]
  • Oleś Brothers & Christopher Dell – ‘Komeda Ahead’, 2014 rok [LP, 2019]
  • Piotr Figiel – ‘Piotr’, 1971 rok [LP]
  • Marek & Wacek, Poznań, Aula UAM – najprawdopodobniej 1982 rok.
  • (brak tytułu)

Najnowsze komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.
  • Facebook
  • Spotify

Archiwa

  • wrzesień 2025
  • maj 2025
  • kwiecień 2025
  • styczeń 2025
  • październik 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024

JAZZMOTIONAL

To miejsce, w którym przeczytasz o płytach, które nie pozostawiły mnie obojętnym. Czasem będzie to kilka słów a czasem dziesiątki zdań by oddać to co dzieje się podczas słuchania. Subiektywnie, ale za to szczerze. Możesz tu trafić na labirynt, w którym trzeba będzie poruszać się po omacku by poczuć na własnej skórze moc i piękno muzyki...do ostatniej nuty. Życie jest za krótkie by słuchać dźwięków, które nie pozostawiają po sobie śladu...dlatego warto zaryzykować i wybrać tę trudniejszą drogę. Nagrodą będzie nieprzemijalność chwili, w której to wszystko się wydarzy. Mógłbym pisać o harmoniach, technikach kompozytorskich, tonacjach, stylach i strukturach utworów. Mógłbym. Zostawiam to jednak innym. Tutaj przeczytasz o dźwiękach bijącego serca, o podskórnych pięcioliniach i szaleństwie nut płynących przez krwiobieg. O tym niewidzialnym elemencie muzycznego tchnienia, które rezonuje w nas długo po tym jak wybrzmi ostatni takt. Jazz? W zdecydowanej większości tak, ale z kilkoma wyjątkami. I z reguły winylowo. Będziemy dużo podróżować w czasie zatem przygotuj się na wiele chwil nieobecności. A ile zajmie nam powrót zależeć będzie wyłącznie od nas samych. Jedno jest jednak pewne: usłyszysz muzykę wartą emocji. Twoich emocji. Cokolwiek tutaj znajdziesz, najpierw było próbowane przeze mnie wiele razy. Dzięki temu wiem którędy biegnie droga - nawet po omacku.

Dlatego jeśli chcesz się odważyć, to tylko teraz.

Najnowsze komentarze

    Meta

    • Zaloguj się
    • Kanał wpisów
    • Kanał komentarzy
    • WordPress.org
    Copyright © 2024 Jazzmotional
    Close Search Window
    ↑