Wspominałem wcześniej tutaj: https://cutt.ly/XDyBRnj , że są dwie płyty, od których sugerowałbym rozpoczęcie przygody z polskim jazzem. Ta jest jedną z nich.
Jak dla mnie, definicja tego co najbardziej niesamowite w tej muzyce, w tamtych latach.
Nie da się zrozumieć w pełni tego co wydarzyło się potem bez wsłuchania się w 'Polish Radio Big Band’.
Ta płyta jest jak magiczne szkiełko, w którym widać i słychać wszystko to co chowa się między nutami. To co najpiękniejsze.
Andrzej Kurylewicz przejął kierownictwo w radiowym Big Bandzie, dobrał sobie muzyków i…po miesiącach ćwiczeń, dobierania repertuaru, nagrał muzyczne arcydzieło.
To big band stworzony z najczystszej postaci 3 gatunków muzycznych – tu gra i rezonuje jazz, swing a także odrobina bluesa. Ta płyta nie ugina się pod naporem minionych dekad ani kompozycyjnie ani wykonawczo. Jeżeli dzisiaj usłyszycie big band grający w ten sposób, wiedzcie, że musieli wykonać tytaniczną pracę by tak zabrzmieć. To jest krystaliczna postać jazzu orkiestrowego, rozpisanego szczegółowo na role i najdrobniejsze emocje. Jazzu ambitnego, dodajmy.
Rewelacyjni muzycy, soliści – powiedzmy to otwarcie: Andrzej Kurylewicz jest niewątpliwie genialnym kompozytorem, aranżerem i muzykiem, ale bez tego zespołu i zdolnych kompozytorów w postaci Jerzego Miliana, Wojciecha Karolaka czy Jana 'Ptaszyna’ Wróblewskiego ta płyta nie zabrzmiałaby w tak dosadny i kunsztowny sposób.
’Selector Junior’, utwór który otwiera ten spektakl niesamowitości to doskonała zapowiedź jakości doświadczenia.
Swingowo, scenicznie i dostojnie. Poszczególne partie solowe instrumentów dętych w wykonaniu Kurylewicza, Kacperskiego i Banasiaka dodają żywiołowości tej już i tak mocno rozedrganej kompozycji. Minimalizm podkładu pozwala cały czas trzymać równe tempo – od samego słuchania dostaje się lekkiej zadyszki.
Jak przystało na big band – po mocnym wejściu emocje są nieco tonowane i 'Guma’ rozleniwia się wieczorowo. Piękny, klimatyczny utwór z nieco odrealniającą partią puzonu to symbol stonowanej, ale doskonale widocznej/słyszalnej elegancji muzycznej.
Kurylewicz potrafi także puścić do nas oko – trzeci 'Kocur Naukowiec’ to nie tylko uśmiechnięty tytuł. Ten utwór to prawdziwy 'jazz kreskówkowy’ i mogę sobie łatwo wyobrazić tę muzykę jako podkład do animowanych bajek. Oczywiście dużo tu uroku i czaru, niemniej, aura ewidentnie zmienia się na lekką, bardziej frywolną.
Najlepiej tę zmianę czuć gdy wchodzi 'Piasek’ – mocny, napierający bezkompromisowo do przodu z obłędną solówką Kurylewicza na puzonie. Momentami możemy czuć się jak w klubie, ale takim, w którym oddajemy wierzchnie okrycie i pobieramy numerek w szatni.
Ten album zabiera nas do czasów dość odległych, ale wciąż mieniących się magicznymi dźwiękami…te rozbłyski maja za każdym razem inną moc, inny kolor.
Na tej płycie jest kolejna ballada (’Ballada dla Anny’), są swingowe szaleństwa (niesamowicie rozbujane 'Wieczorem po Marszałkowskiej’) i ponownie, zawadiackie humoreski (’Lisi krok’).
Ale są tu też dwa utwory, bez których nie wyobrażam sobie tego albumu.
’Byk’ – niesłychanie kompleksowy, wielopłaszczyznowy utwór z licznymi zwrotami akcji, cudownymi solówkami i przegenialnym zwolnieniem w 3:18 , które jest najzwyczajniej w świecie kompozycyjnym majstersztykiem. Przełamać utwór na pół w taki sposób, że wyłania się z niego kolejna muzyczna perła…to potrafią najwięksi.
No i 'Sympatie i antypatie’ – jeden z tych utworów, bez których nie wyobrażam sobie jazzu. Jest ich całkiem sporo, ale ten plasuje się naprawdę wysoko.
Genialna kompozycja. Genialny aranż. Genialne wykonanie. Lewitacja od pierwszego taktu.
Groove, który odrywa od parkietu, odkleja od rzeczywistości,
odcina od zmartwień i nie odpuszcza ani na chwilę.
Tu nie ma czasu na decyzję. To wciąga i prowadzi coraz głębiej.
Nie ma znaczenia czego słuchacie na co dzień, te dźwięki zaprowadzą Was do miejsca, w którym nie pytacie o czas.
Posłuchajcie by uwierzyć.
Przy okazji tego utworu warto wspomnieć o pianiście, który od 1:18 wygrywa tu nuty, których nie da się 'odsłuchać’ – jego solo zostaje już na całe życie i co jakiś czas przypominamy sobie ten moment jako chwilę najlepszego muzycznego upojenia.
To Piotr Figiel, który lata później zasłynie jeszcze niejeden raz.
Na tej płycie gra w jednym szeregu z pozostałymi muzykami, pod czujnym okiem Kurylewicza, ale dostawszy zgodę na popis indywidualny wykorzystuje tę okazję w iście perlisty sposób.
’Polish Radio Big Band’ jest dla mnie płytą całkowicie kompletną.
Od początku do końca. W 1965 roku Andrzej Kurylewicz zarejestrował ze swoim Big Bandem tę muzykę na płycie winylowej, która jest drugą w historii serii Polish Jazz.
Mówimy zatem o początkach zjawiska, które z czasem stało się fenomenem rozpoznawalnym na całym świecie.
Pół wieku wybrzmiewa już echo tego co wówczas zagrano!
Od tego czasu świat zmienił się nie do poznania, ale jazz w takiej formie przetrwał.
Jedyne egzemplarze tej płyty wytłoczono 55 lat temu zatem istnieje ogromna szansa, że prawie każdy krążek miał kilku właścicieli a każdy z nich, w mniej lub bardziej skuteczny sposób, przekonywał kolejne osoby do posłuchania tego wydawnictwa.
Nie wiem jak mi poszło, ale wiem, że mój egzemplarz zakończył swoją podróż po świecie.
Last modified: 2024-04-06