
Szklana kula, w której zamknięto cały czar muzyki big-bandowej.
Gdy tylko potrząśniemy nią, magia zaczyna się w najlepsze.
Sypią się złote i srebrne nuty, uruchamia lśniący parkiet, kolorowe smugi świateł reflektorów rozbłyskują co chwilę tworząc istny spektakl zapomnienia.
Kto przystanął choćby na chwilę, został tu już na zawsze.
Ten album to miejsce, w którym muzyczna elegancja miesza się w sposób perfekcyjny z niepohamowaną ekscytacją.
Doprawdy, słuchając tej muzyki, trudno nie poczuć tej specyficznej aury parkietu wypełnionego po brzegi unoszącej się w powietrzu.
Wszystko drga, wszystko jest niezwykle elektryczne i do tego jakże szykowne!
Trzeba przyznać, że Dave Gold i jego Big Band grają niezwykle sycąco – mnóstwo błyskotliwych zagrywek, idealnie złączonych motywów, zmian tempa i niezliczona ilość muzycznych ornamentów…to naprawdę niepowtarzalna uczta.
I choć przepis na nią wydaje się być znany od dekad, to jednak wszystko podane jest w taki sposób, że znajome smaki odkrywamy całkowicie na nowo.
To, co słychać od pierwszego taktu, to oszałamiające aranżacje, które trzymają przez cały czas najwyższą temperaturę wykonania.
Momentami pojawia się ogień, który goni nuty po pięciolinii, ale nawet wtedy zgranie zespołu wprawia w zachwyt – tu nikt nie wychyla się nawet o jeden takt.
Ziemia musiała drżeć pod nogami gdy to było grane bo tego nie da się zagrać na spokojnie!
Nuty zostały tak rozpisane by każdy muzyk podkręcał do maksimum emocje w swoim własnym paśmie – stąd poczucie takiej pełności tego albumu.
Płytę otwiera tytułowy ‘Heaven on Their Minds’ autorstwa Andrew Lloyd Webera i Tima Rice’a.
To utwór napisany w 1971 roku do kultowego musicalu ‘Jesus Christ Superstar’.
Posłuchajcie oryginału z wokalem, przypomnijcie sobie fabułę musicalu…a następnie zamknijcie oczy i pozwólcie by dave Gold porwał Was do zupełnie innego wymiaru.
To jest to zapomnienie, o którym wspominałem na początku.
Ta wersja tego klasyku wymyka się jakimkolwiek porównaniom, stanowi wręcz klasę samą w sobie według której powinniśmy oceniać kompozycje grane przez składy big-bandowe.
Nieprawdopodobnie wyśrubowana miara jakości – pod każdym względem…od adaptacji po wykonanie.
Od pamiętnego początkowego riffu w tym utworze wszystko brzmi…inaczej.
Spektakularnie, porywająco, dorodnie i…krezusowo.
Aranżacyjny przepych jest najlepiej odczuwalny właśnie w tej kompozycji.
Każdy muzyk dostał w niej swój czas przez co powstał muzycznie oszlifowany brylant najwyższej próby. Olśniewający do granic możliwości.
Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek skromności – od samego początku ta wersja miała zapierać dech w piersiach, jestem pewien. Jak na big-band przystało, instrumenty dęte wiodą prym i niosą ogromne pokłady energii, ale potrafią też w tym wszystkim zabrzmieć niezwykle nostalgicznie (posłuchajcie 0:53). Jednakże to, co dzieje się w tle, obok, ponad i w dolnych rejestrach buduje tak naprawdę bogactwo doznań – bardzo, bardzo wystawne granie.
Jak dla mnie, nokautujące otwarcie płyty.
Drugi w kolejności ‘O’Conell Street’ nie pozwala nam ochłonąć.
Z tej kuli nie ma, póki co, wyjścia. Śniegowe nuty sypią się dalej a wiatr wiejący z tego utworu powoduje, że świat wiruje wokoło. Szklana kopuła kuli odbija feerie świateł i robi się niezwykle hipnotycznie a do tego groove nie odpuszcza nawet na chwilę.
Przełamania, zmiany tempa i motywów jak choćby to w okolicach 1:44 obezwładniają i sprawiają, że mimowolnie poddajemy się biegowi zdarzeń. Ponownie, obłędne partie instrumentów dętych podanych na motorycznym podkładzie basu i nerwowo punktujących bębnach to coś czemu trudno się oprzeć.
Jeżeli trzeba będzie ułożyć playlistę na ostatnią imprezę na Ziemi, nie zapomnijcie o tych dwóch pierwszych utworach!
‘Pocketful of Keys’ to odrobinę spokojniejsza kompozycja, ale prowadzona z jednakowym dla poprzednich rozmachem.
Sporym zaskoczeniem będzie dla wielu fakt, iż ponownie jest to adaptacja utworu, który w oryginale był śpiewany.
Posłuchajcie wersji autorskiej w wykonaniu Jima Webba i doceńcie kunszt aranżacyjny Dave’a Golda. Fenomenalne ‘przetłumaczenie’ na język wyłącznie instrumentalny.
Zamaszyście zagrane, ze świetnymi, punktowymi akcentami i zaskakującymi zwrotami akcji dynamizowanymi przez rewelacyjne wprowadzanie poszczególnych instrumentów do roli tymczasowego lidera. Raz dzieje się to praktycznie niezauważalnie a kiedy indziej celowo jest to celebrowane, nawet z wykorzystaniem…ciszy co tylko dodaje całości dramaturgii.
Funkowo w podstawach, jazzowo w przebiegu, rozrywkowo ponad wszystko.
Wieńcząca całość ‘Nostalgia’, wypełnia obietnicę zawarta w tytule.
Robi się spokojniej, choć niezwykle gustownie i szarmancko.
Elegancja lat minionych tchnie z każdego taktu i to chyba najlepszy moment na złapanie oddechu. Klasyczne, big-bandowe podejścia, stonowana narracja, miękkość partii instrumentów dętych wprowadzają dużo muzycznej galanterii.
Pamiętajcie jednak, że to szklana kula a w niej big-band więc nikt nie pozwoli by tak to się skończyło.
Przełamanie, które pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie, jest klarownym sygnałem do ostatniego tchnienia na parkiecie.
Dla tych muzyków przejście z ballady do rasowego funku to kwestia mrugnięcia oka dyrygenta zatem dajmy im prowadzić nas do samego końca.
Rytmika dżentelmenów, chciałoby się powiedzieć – oni nawet jak podkręcają tempo robią to niezwykle galowo. Stąd tak wielka przyjemność słuchania tej muzyki.
Dave Gold Big Band żegna się z nami w funkowym stylu tętniąc do końca…aż do zaniku rytmu.
I jak to w szklanej kuli…każdy spektakl trwa krótko…o wiele za krótko.
Gasną światła, ostatnie nuty spadają na ziemię, parkiet zatrzymuje się i wszystko cichnie.
Raptem 25 minut luki w pamięci. Tylko 25 minut.
Jest w tym wszystkim jednak happy-end.
Ta płyta pozostawia nieprawdopodobny wręcz apetyt na więcej.
Jest niczym kumulacja uzależnienia od słodkiego niebytu w który wpadamy słuchając ‘Heaven on Their Minds’ i każda forma obcowania z tymi dźwiękami jest i będzie usprawiedliwiona.
Zawsze i wszędzie.
Potrzebujemy takiej muzyki, takiej niewidzialności i dotyku takiego piękna.
Potrząsajcie ta kulą jak najczęściej, niech echo tego co zagrano 50 lat temu wybrzmiewa cały czas i nie strzepujcie z siebie tych błyszczących nut – po nich łatwiej poznać tych, których musicie zaprosić do środka by doświadczyli tego samego.
Last modified: 2024-04-04