• Facebook
  • Spotify
Skip to content
jazzmotional.com
Home Bez kategoriiGabor Szabo – ‘Belsta River’, 1979 rok. [LP]

Gabor Szabo – ‘Belsta River’, 1979 rok. [LP]

2024-03-23• byJazzmotional

Jedna z tych płyt, od których ciężko będzie się Wam uwolnić.
Gabor Szabo i jego magiczna gitara w szczytowej formie zadbali o to by kolejne pokolenia wracały do niej niczym do punktu odniesienia.
Muzyka czy klimat?
Dylematom nie będzie końca i Szabo tego nie ułatwia.
Oba składniki spowodowały, że ten album jest po prostu absolutnie hipnotyczny, ale zastanawiam się, który z nich pojawił się jako pierwsza myśl w głowie tego fenomenalnego gitarzysty jazzowego. Dla mnie mogło zacząć się od klimatu – aura Gabora Szabo na kilku autorskich jest wręcz szamańska.
Zacznijmy od samego początku – ’24 Carat’ – autorska kompozycja Węgra.To co tu gra i jak gra zahacza o rytuał.
Czasem jest tak, że słuchając muzyki zatracamy się w niej do tego stopnia, że resztkami świadomości błagamy o koniec – tutaj on nie nadejdzie, nikt nie wysłucha tych próśb.
Gabor Szabo w sposób maniakalny wręcz rozkręca euforię i trans.
A wszystko w lekko latynoskim choć również i cygańskim stylu.
To w sumie nieistotne biorąc pod uwagę fakt, że i tak nie da się zmierzyć temperatury tego utworu – nie ma na to skali!
Początek tej kompozycji świetnie wprowadza nas w ognisty świat gitary Szabo, świat, w którym nie ma nic trwałego. Momentami kanonady dźwięków wypełniają przestrzeń w taki sposób, że trudno się swobodnie poruszać. A całość, metodycznie budowana od pierwszego taktu zmierza ku niezapomnianej eksplozji, w której udział biorą wszyscy muzycy.
Ta energia pełza po skórze, wnika w słuchaczy i podpala od środka.
To jest nie do zgaszenia, wyłączenie muzyki nie pomaga. Wierzcie mi.

4:55 – to jest ten moment. Gitara oddaje na chwilę pole fortepianowi a gra na nim Włodek Gulgowski, fenomenalny polski pianista jazzowy. To co we dwójkę z Szabo oraz pozostałymi muzykami tu zagrają jest dla mnie jednym z najbardziej uniesionych i transowych momentów w szeroko pojętej muzyce jazzowej. Bas z bębnami i wszelkimi przeszkadzajkami perkusyjnymi powodują, że ziemia drży pod nogami – to wręcz fizyczne doznanie!
Ręce się pocą od samego słuchania.
Absolutnie mistrzowskie podejście Szabo, który grając początkowo partię solową odpuszcza i pozwala Gulgowskiemu rozkręcić utwór do postaci wręcz halucynogennej.
I sam dołącza, ale grając niesamowicie oszczędnie, z boku, podbijając tylko stopień uzależnienia.
To jest niczym opętanie, którym napawamy się do zaniku tętna.
Ponad 3 minuty totalnego jazzowego obłędu.

Miażdżący początek albumu.

Drugi utwór ‘Django’ autorstwa Johna Lewisa z Modern Jazz Quartet pozwala wrócić do normalnej pracy serca i złapać równowagę. Kontemplacyjny, kameralny, bardzo bliski i emocjonalny jakby Szabo grał gdzieś obok nas.
Przepiękna, cicha opowieść, w której każda nuta wybrzmiewa w długi i zrozumiały sposób. Gra tylko gitara z okazjonalnymi partiami basu co daje niesamowite poczucie intymności.
To taka chwila gdy zdajemy sobie sprawę, że gdyby nuty były słowami moglibyśmy poczuć się skrępowani szczerością wypowiedzi dlatego tym bardziej doceńmy fakt, że Szabo zagrał nam to wprost do ucha.
W ten sposób kończy się pierwsza strona i jest to najlepszy sposób zamknięcia.

Tak samo doskonały jak otwarcie strony B – ‘First tune in the morning’ – po raz kolejny jego autorska kompozycja.
13 minut to zdecydowanie za mało, ten utwór powinien trwać 3 razy tyle a i tak byłoby mało.
Kolejne transowe, niesamowicie groove’owe granie.
Świetna sekcja rytmiczna, która w bardzo minimalistyczny aczkolwiek niesamowicie wyrazisty sposób rozwiązuje rytmikę tego utworu. Doskonały beat, który momentami brzmi jak zapętlony. Nad wszystkim Gabor Szabo ponownie rozpala szamański ogień. Tym razem będzie nieco wolniej, ale za to bardzo, bardzo metodycznie – przez 13 minut bębniarz gra jedno tempo i jeden rytm…czy potrzeba czegoś więcej do muzycznego odrealnienia? Szabo razem z Gulgowskim zawłaszczają raz po raz przestrzeń i grają bez zważania na wyporność ludzkiego organizmu. Bezgraniczny moment płyty…tu dowiadujemy się naprawdę sporo o przesuwaniu horyzontów
A na koniec ‘Stormy’ autorstwa Jamesa Cobba i znowu, mimo tytułu, pogodnie i migocząco.

Dobrze, że ta płyta ma taką konstrukcję.
Trans, hipnoza, zapomnienie mieszają się z nieco bardziej ‘przyziemnymi’ emocjami dzięki czemu cały czas pamiętamy o miejscu, w którym to wszystko się zaczęło.
Ale…z czasem i o nim będziecie chcieli zapomnieć, taka to muzyka. Zacznijcie więc od małych kroków, nie spieszcie się…ta płyta i tak jest równia pochyłą.

#jazzmotional

Last modified: 2024-03-23

Previous: Grand Standard Orchestra – ‘Grand Standard Orchestra’, 1982 rok. [LP]
Next: Nahorny i Jego Orkiestra – ‘Obejmij mnie’, 1991 rok. [LP]

Comments are closed.

Ostatnie wpisy

  • Piotr Damasiewicz & Dominik Wania – ‘The Way, The Truth And The Life – According To Artur Olender’, 2025 rok [LP]
  • lbert Karch & Gareth Quinn Redmond – ‘Warszawa’, 2024 rok [LP]
  • Miłosz Oleniecki Trio – ‘Black Narcissus’, 2024 rok [LP]
  • Maciej Tubis, Poznań – Scena na Piętrze, 05.10.2024
  • Wynton Marsalis

Najnowsze komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.
  • Facebook
  • Spotify

Archiwa

  • maj 2025
  • kwiecień 2025
  • styczeń 2025
  • październik 2024
  • maj 2024
  • kwiecień 2024
  • marzec 2024

JAZZMOTIONAL

To miejsce, w którym przeczytasz o płytach, które nie pozostawiły mnie obojętnym. Czasem będzie to kilka słów a czasem dziesiątki zdań by oddać to co dzieje się podczas słuchania. Subiektywnie, ale za to szczerze. Możesz tu trafić na labirynt, w którym trzeba będzie poruszać się po omacku by poczuć na własnej skórze moc i piękno muzyki...do ostatniej nuty. Życie jest za krótkie by słuchać dźwięków, które nie pozostawiają po sobie śladu...dlatego warto zaryzykować i wybrać tę trudniejszą drogę. Nagrodą będzie nieprzemijalność chwili, w której to wszystko się wydarzy. Mógłbym pisać o harmoniach, technikach kompozytorskich, tonacjach, stylach i strukturach utworów. Mógłbym. Zostawiam to jednak innym. Tutaj przeczytasz o dźwiękach bijącego serca, o podskórnych pięcioliniach i szaleństwie nut płynących przez krwiobieg. O tym niewidzialnym elemencie muzycznego tchnienia, które rezonuje w nas długo po tym jak wybrzmi ostatni takt. Jazz? W zdecydowanej większości tak, ale z kilkoma wyjątkami. I z reguły winylowo. Będziemy dużo podróżować w czasie zatem przygotuj się na wiele chwil nieobecności. A ile zajmie nam powrót zależeć będzie wyłącznie od nas samych. Jedno jest jednak pewne: usłyszysz muzykę wartą emocji. Twoich emocji. Cokolwiek tutaj znajdziesz, najpierw było próbowane przeze mnie wiele razy. Dzięki temu wiem którędy biegnie droga - nawet po omacku.

Dlatego jeśli chcesz się odważyć, to tylko teraz.

Najnowsze komentarze

    Meta

    • Zaloguj się
    • Kanał wpisów
    • Kanał komentarzy
    • WordPress.org
    Copyright © 2024 Jazzmotional
    Close Search Window
    ↑