W kokonie bezgranicznej czułości..
To było jedno z tych spotkań z Artystami, po których trudno, naprawdę trudno wrócić do codzienności.
Kameralny występ w ramach Jazztopad Festival…odwrócona scena w NFM – prawdziwy mikroświat wykreowany na potrzeby koncertu tego niepowtarzalnego (dosłownie) trio.
I my, słuchacze, w sumie jak na rozmiar całej sali, niewielka grupa chłonąca każdy najdrobniejszy dźwięk dobiegający ze sceny.
Ta skalowalność zarówno przestrzeni scenicznej jak i publiki to moim zdaniem idealny zabieg, ponieważ ta nieziemsko rezonująca muzyka potrzebuje wyłącznie małych miejsc, w których intymność obcowania z takim ładunkiem wrażliwości nie napotyka żadnych zakłóceń.
Niełatwo znaleźć słowa by oddać to co wydarzyło się w ten sobotni wieczór we Wrocławiu. On z pewnością będzie niezapomniany.
Piękno melodii ludzkiej duszy zawładnęło przestrzenią w sposób niezwykle delikatny, ale całkowity.
To jeden z tych momentów, w których hipnotyczność dźwięku osiąga swoje apogeum działania i praktycznie unieruchamia odbiorców. Przyglądałem się uważnie…w przeciwieństwie do wielu innych koncertów, w trakcie tego, gdy trio wykonywało swój repertuar, nikt nie pozwolił sobie na dekoncentrację.
A może to wszystko działo się juz poza naszą świadomością?
Jakob Bro, Arve Henriksen i Marilyn Mazur’s Music zagrali w sposób pochłaniający całą naszą uwagę. Nieprawdopodobnie detalicznie a jednocześnie w wysmakowany i minimalistyczny sposób…pozostawiając ogrom przestrzeni na budowanie własnych horyzontów interpretacyjnych.
I to tam właśnie zniknęliśmy na dobre…
Czułość to dla mnie słowo klucz tego występu.
Była dosłownie w każdym takcie…w każdym uderzeniu, akordzie czy wydechu..otulała, głaskała, prowadziła nas do miejsc, w których mogliśmy poczuć choćby chwilową nieważkość.
Zastanawiałem się wcześniej czy muzycy zagrają jeden z najbardziej niesamowitych, moim zdaniem, utworów w twórczości Jakoba Bro – 'To Stańko’ z albumu 'Uma Elmo’.
To porażąjący wręcz w swojej wymowie hołd złożony Tomaszowi Stańko przez duńskiego gitarzystę, który wiele lat grał w jednym składzie z naszym legendarnym trębaczem.
Zagrali.
…
Napisać, że był to rozdzierający moment tego koncertu to jak nie napisać nic.
Bezlitosne pasmo wzruszenia…
I poruszająca powaga muzyków, którzy z ogromnym namaszczeniem grali tą konkretną kompozycję.
Partia łkającej trąbki Arve Henriksena jest tym co naprawdę trudno wymazać z pamięci, do tego pogodzona nieodwracalność linii Jakoba Bro i niezwykle pieszczotliwe muskanie instrumentów perkusyjnych przez Marilyn Mazur…poziom emocji, który dosłownie zatykał.
Chciałbym by każdy miał okazję wziąć udział w takim wydarzeniu…jest niczym lekcja przypominająca, że muzyka to najpiękniejszy język znany ludzkości.
Pełen oczarowujących niedopowiedzeń, szczery i przede wszystkim zrozumiały dla każdego.
Wystarczy tylko się wsłuchać…
Olśniewające przeżycie.
Last modified: 2024-10-19