Wyszedł na scenę.
Skromnie ukłonił się i zastygł w ciszy absolutnej.
Zaczął od 'Sleep Safe and Warm’, które w Jego interpretacji brzmi naprawdę wyjątkowo.
Mógł zacząć od któregokolwiek utworu, ale zrobił to identycznie jak na swojej najnowszej płycie 'Komeda: Reflections’ (pisałem o niej tu: https://shorturl.at/opyzD ) by nikt nie miał złudzeń, że cokolwiek było dziełem przypadku.
A potem zniknął między nutami.
Od pierwszego uderzenia w klawisz skupił uwagę całej widowni, która niczym w transie chłonęła tę nieprawdopodobną opowieść o tym jak spotkał Krzysztofa Komedę.
O rozmowach z niewidzialnym, o wzruszeniach, o strachach…o poradach i wymianie emocji. Wspominał o szelmowskim uśmiechu Komedy i przestrodze Mistrza by uważał na to, na co się porwał.
Przemawiał tak wyraźnie i tak dobitnie, że nikt na sali nie miał wątpliwości, że ta dwójka naprawdę spotykała się gdzieś poza granicami pięciolinii.
Grał jakby nieobecny…i choć przemawiał, czuć było, że chce jak najszybciej wrócić tam, między dźwięki, gdzie czekał na Niego ten, którego wywołał do teraźniejszości.
Zagrali też we dwoje…nie mam najmniejszych złudzeń, że byliśmy świadkiem iście transcendentnego zdarzenia.
A wydarzyło się to podczas kultowego 'Svantetic’…
I nie, nie usłyszycie tego na płycie..ten duet graja wyłącznie na żywo.
Trudno opisać wibrację energetyczną, która tworzy się w trakcie wykonywania tego utworu…nie mam złudzeń: albo Macieja Tubisa nie było w tym czasie z nami albo…ktoś dołączył do Niego na scenie.
Koncert, który każdy powinien zobaczyć i usłyszeć.
Nie zastanawiajcie się nawet chwili.
Last modified: 2024-05-05