Pamiętasz ten nocny autobus, którym dojechaliśmy do ostatniego przystanku?
Koniec drogi, wszyscy wysiedli.
Wszyscy, poza nami.
Zamknęły się drzwi, zgasły światła i…autobus ruszył dalej.
Bo dopiero ‘dalej’ zaczynała się tak naprawdę ta część podróży, na którą wreszcie starczyło nam czasu i odwagi. Samotni, w zaskakująco aksamitnej ciemności, która od dawna kusiła hipnotycznie migoczącymi horyzontami.
To było właśnie nasze ‘dalej’.
Z głowami opartymi o zaparowaną szybę wpatrywaliśmy się we wszystkie niedopowiedzenia otaczającego świata i nagle zdaliśmy sobie sprawę, że on mijał bezpowrotnie.
Zostawiał po sobie mgliste wspomnienie a cud coraz bardziej rozmytej niepamięci nie pozwalał nam oglądać się za siebie.
Przed nami była już tylko niezwykle tajemnicza aura, z której własnymi zmysłami mieliśmy ulepić zupełnie nowy świat…o wiele bardziej fascynujący do odkrywania i znacznie głębszy do…zniknięcia.
Wjechaliśmy w nią, niczym przez portal rozdzielający jawę od snu, ale doprawdy, trudno było stwierdzić po której stronie się ostatecznie znajdowaliśmy.
Bez planu, bez oczekiwań, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia rozpłynęliśmy się w tym co sami wymyśliliśmy…i po raz pierwszy od dawna poczuliśmy ten obłędny stan niewidzialności.
Pamiętasz?
A pamiętasz muzykę, która wtedy grała?
Jazzpospolita stworzyła niesamowitą ścieżkę dźwiękową do każdej możliwej ucieczki z codzienności. Zaręczam Was, że nie ma takiego scenariusza, którego by brakowało w tej muzyce. Ona jest niczym głosy z podświadomości uciekniera…pełna wskazówek, natchnionych podpowiedzi, ale i zachęt do samodzielnego poszukiwania najlepszego kierunku. Niesie w sobie tyle upojenia, że trudno zapanować nad gorączką wyobraźni…dlatego najlepiej wsłuchać się w siebie i podążać za tym co budujemy tuż przed naszymi oczami.
To zjawiskowo transowy album. Zatracająco transowy.
Z rodzaju tych, które przemawiają jako całość a nie pojedynczymi partiami.
Od początku do końca muzycy grają w bardzo spójny, kolektywny sposób co skutkuje niezwykle soczystą narracją, pełną pobudzającego napięcia.
Zanurzamy się w tym bez opamiętania bo właśnie tak działają te dźwięki.
Z jednej strony eteryczne szumy sercowe, z drugiej akordy pełne pożądliwego mroku a z jeszcze innej zapętlone tła mijających dni…
Tak, to bardzo intymna bliskość nut, zatem miejcie się na baczności bo na pewno będziecie chcieli się w tym wszystkim zapomnieć…w cieple zachodzącego słońca, w długich cieniach mijanych latarni, połyskujących w oddali światłach miasta, ciemności ostatnich przystanków, pierwszym miękkim śniegu…i setkach innych sytuacji, które Jazzpospolita zapisała szczegółowo na pięcioliniach.
‘Obiekt’ to bardzo wolno kręcący się kalejdoskop emocji, w którym od wzruszenia do zadumy i dalej do melancholijnego oderwania teoretycznie krótka droga.
Teoretycznie, bo, w moim odczuciu, na tej płycie najważniejsze jest tempo, które w dosłownie zniewalający sposób reguluje dawkowanie doznań.
Tempo jest sacrum tej sesji.
Wszystkie partie instrumentalne zostały mu przyporządkowane i z perwersyjnym zdyscyplinowaniem realizują jedną wizję.
P-o–w—o—-l—–i——.
O ile muzyka trzęsie naszą imaginacją w posadach i daje nam ogrom swobody interpretacyjnej o tyle te wstrząsy mają precyzyjnie zaplanowaną magnitudę.
To naprawdę powalające wrażenie gdy momentami chce się inaczej, ale ‘inaczej’ nie istnieje…
Jedno jednak jest pewne…chce się więcej.
I więcej.
Jazzpospolita skutecznie wymyka się w swoich dokonaniach gatunkowym pułapkom.
Jazz wybrzmiewa tu wolnością i otwartością formy dzięki czemu słyszymy zdecydowanie szersze spektrum soniczne…
Imponuje mi śmiałość zespołu w budowaniu nieskomplikowanych, ale doskonale przemyślanych kompozycji opartych często na powtórzeniach, pojedynczych plamach ambientowych czy metodycznym drążeniu jednego motywu.
Bardzo dużo tu wolnych przestrzeni, które, nie mam złudzeń, Jazzpospolita mogłaby z łatwością wypełnić dźwiękiem.
Mogłaby, ale ten konsekwentny minimalizm jest ogromnym atutem tej płyty, potrajającym siłę jej emanacji.
Ta muzyka po prostu wciąga słuchacza niosąc w sobie olbrzymią dawkę odurzającego mistycyzmu, który dosłownie osiada na nas z każdą zagraną nutą.
‘Obiekt’ to urzekająca swoją onirycznością muzyka drogi.
Zarówno tej prawdziwej jak i metafizycznej.
‘Dalej’ jest tu jedynie preludium do ‘tam’.
To kurs w stronę miejsca, które czeka na Was od dawna.
Niekoniecznie znanego i nazwanego.
Ale nie o cel tu chodzi a o podróż, w trakcie której zdążycie oswoić się z myślą, że ona może nie mieć końca.
Jazzpospolita, wyśmienity materiał!
Last modified: 2024-05-05