Trzy serca, jeden puls, nieskończoność wewnętrznych wyładowań.
Oplecione siecią wiecznie rezonujących strun, wyczulonych na każdą ciekawość duszy, tworzą elektrokardiogramy dźwięków nieoczywistych.
Atonalność niezliczonych dodatkowych uderzeń pobudza pięciolinie, które skrzętnie zapisują każde, nawet najmniejsze, odstępstwo od normy wytrącające ze znanego rytmu przyzwyczajeń.
Ale czym tu właściwie jest norma?
Percepcją wedle życzenia czy życzeniem wedle percepcji?
W mrocznym połysku piano black niejedna historia zaplątała się w arcywęzeł narracji…
Fuzja nawarstwień, pełna pochmurnej nieprzewidywalności, dokonuje się tu i teraz.
Na początek odwaga, a po niej już tylko zapomnienie w deszczu rozstrojenia, który przenika przez każdą warstwę ochronną…zarówno muzyków jak i słuchaczy.
Spływają nuty, potoki nut, odsłaniając intrygująco nieznane oblicze jednych i drugich, emanujące aurą skrzącą się dziesiątkami zagadek, z których większość do końca pozostanie nierozwiązanych.
Tu każdy musi poznać siebie na nowo.
I być może zaryzykować zupełnie inny kierunek podróży.
Takie decyzje podjęli ci, którzy słyszą dalej niż nam się wydaje, że widzimy.
Oni tłoczą nowe życie, w znacznej części przywołane przez wieczny niepokój kreacji.
Najodleglejsze myśli poruszają ich palcami a te, stawiając czoła zacieśniającej się wewnątrz strefie komfortu, grają nuty z pogranicza dwóch światów.
Tego, tak doskonale znanego i tego, który przemawia wyłącznie w wąskim paśmie, odbieranym jedynie przez tych, którzy potrafią złapać oddech na każdej głębokości.
Oto wybrzmiewa podskórna częstotliwość wiecznie tlących się pragnień, rytmika zaskoczeń i miękka bezkompromisowość…niedogaszony ferment spełnienia, po którym chce się jeszcze więcej.
Nawet za cenę rozedrganego pulsu.
To on raz na jakiś przypomina o fascynującym smaku odkrywania.
‘Beamo’…na najnowszej płycie tria Możdżer / Danielsson / Fresco wybrzmiewa w sposób utajony nauka o niełatwym budowaniu miłości do nieznanego.
Przemycana w skrytych przestrzeniach między znajomymi nutami, kształtuje zupełnie nową percepcję, rozszczelniając w ten sposób naszą wrażliwość.
To proces, który u każdego przebiega w unikalny sposób.
Nie ma on stałego tempa ani wyraźnych początków i zakończeń.
Zewsząd dobiegają dźwięki pobudzające do innego, nieszablonowego myślenia, wybijając nas z dotychczasowej rutyny.
To jeden z tych albumów, które od pierwszego taktu grają inaczej – ‘Beamo’ brzmi tak, że doprawdy trudno to pomylić z czymkolwiek innym.
I trudno zapomnieć.
Kryształ krzywych luster.
Nieskazitelnie gładka tafla, bez najmniejszych pęknięć czy zadrapań…a pod nią głębia trudna do przejrzenia…fascynująco majestatyczna, metodycznie wciągająca niespokojnym przepychem.
Słyszymy obraz odbity, odwrócony, ale wciąż absolutnie prawdziwy i niewiarygodnie porywający.
Tak właśnie prezentują się, moim zdaniem, największe atuty tej sesji – ukryte, naturalne piękno i magnetyzm kreowanego klimatu.
To, co z początku mogło brzmieć obco, z każdym utworem zaczyna układać się w niebywale logiczną i kompletną całość.
Zresztą, w trakcie odsłuchu, pojawia się moment swoistego odcięcia od tego co ‘kiedyś’…ta chwila, w której uświadamiamy sobie, że ‘Beamo’ nie może być opowiedziane w inny sposób. I żadnym innym językiem bo żaden nie ma takiego sonicznego zasobu by oddać sens i temperaturę całej narracji.
Wrażenie nieodwracalne…nie do odsłyszenia.
Interpretacja tej muzyki dokonuje się w dużej części na żywo.
Zaczynając od otwierającego ‘Ambio Bluette’, każda następna kompozycja rozwija pierwotną myśl, stanowiąc kolejny pomost prowadzący do sedna tej niesamowicie plastycznej materii. Kształtujemy ją na dowolne sposoby, sami decydując tak naprawdę, co i kiedy z niej ostatecznie powstanie.
Leszek Możdżer, Lars Danielsson i Zohar Fresco predefiniują wprawdzie pewien zakres, ale nie ma na ‘Beamo’ mikro prowadzenia słuchacza.
Sporo za to otwartej stylistycznie formy, głównie za sprawą trzech fortepianów Leszka Możdżera, które swoim niecodziennym sposobem strojenia (w tym fortepian dekafoniczny ze zredukowaną ilością dźwięków w oktawie) kreują całkowicie nową płaszczyznę doznań.
I to właśnie tu rozgrywa się ta mistyczno-rewolucyjna część tego wydawnictwa.
Niespieszna ulotność wieloznaczeń, zacienione połacie pięciolinii, opowieści jakby nieskończone.
Jakby.
Tej płyty trzeba, w pewnym sensie, nauczyć się słuchać by móc odkryć jej transową urodę w całej krasie.
Stąd ten wspomniany dualizm brzmieniowy – zabieg świetnie przemyślany i jeszcze lepiej wyegzekwowany. Na pewno pomagający pojąć stary/nowy dialekt, w którym został zapisany ten materiał. To wciąż to samo Trio ze swoim charakterystycznym flow i satynową delikatnością, ale trzeba się naprawdę wsłuchać w każdy pojedynczy takt by nie ominęło nas nic istotnego…bo akurat te partie zostały napisane w języku ‘Beamo’.
Niezależnie od intensywnego nastroju całego albumu, swobodę i nieskrępowanie Trio słychać w każdym utworze. Tak brzmi wyższy poziom rezonansu międzyludzkiego, na którym przede wszystkim grają intencje i zamiary. Poszczególne partie instrumentalne wyłaniają się dokładnie tam gdzie nie stanowią konkurencji dla pozostałych. To cicha muzyka, ale nawet w takiej potrafią dziać się kakofonie tymczasem na ‘Beamo’ panuje niczym niezmącona, zgodna (dys)harmonia.
Cudownie klarowna realizacja(!) uwypukla wszystkie niuanse aranżacyjne budujące niecodzienną wykwintność tej sesji. Mnóstwo tu zapierających dech w piersiach ornamentów wykonawczych, bez których trudno wyobrazić sobie tę opowieść. Czasem jest to muśnięcie białej szałwii po werblu, czasem śmiałe wtrącenie akordu na kontrabasie a kiedy indziej snopy fortepianowych dźwięków uciekających w przepastny ambient rozpościerający się nad tą płytą…
I to właśnie tam ulatujemy razem z ‘Beamo’.
Poza obszary kontrolowane przez naszą wyobraźnię zmuszoną nagle do niecodziennego wysiłku by stworzyć od niemalże podstaw system pojmowania, który pozwoli odbierać te wszystkie impulsy. By nauczyć się je rozumieć i, co najważniejsze, zamieniać w energię wzbogacającą nas samych.
Słuchanie tego albumu uświadomiło mi, że to nie jest eksperyment ani igranie z dźwiękiem.
To echo miejsca, do którego prowadzą nas te dźwięki i w którym trzeba będzie podjąć decyzję.
Słyszeć dalej niż nam się wydaje, że widzimy czy…pozostać sobą?
Leszek Możdżer, Lars Danielsson , Zohar Fresco…gratulacje!
Fenomenalna płyta, jedna z najpiękniejszych w mijającym roku.
ps.
Doskonałe wydanie wersji winylowej!
Przemyślany i świetnie dopracowany projekt…począwszy od punktowo lakierowanej hipnotycznej w wymowie okładki a skończywszy na…czerwonych wnętrzach (!) kieszeni na winyle w opakowaniu gatefold – doceniam tę dbałość o szczegół!
Last modified: 2025-01-09