Cisza to stan umysłu, który jest zdolny do wykreowania dowolnej przestrzeni zagłuszającej zgiełk rzeczywistości.
Pieczołowicie buduje mentalną zaporę, której nie sforsuje żaden obcy dźwięk.
Tak powstało miejsce niemalże sakralne, bez adresu a więc wolne od jakichkolwiek nieproszonych myśli, oczekiwań, sugestii czy ciśnień.
Jego przeźroczysta, ale nienegocjowalna granica rozdzieliła ten sam świat na dwie różne części. I to jak różne!
Tę dobrze nam znaną, z której właśnie uciekamy przed rozkrzyczaną nawałnicą zdarzeń i tę pożądaną, spowolnioną w zamyśleniu, pełną niewidzialnych, ale doskonale wyczuwalnych impulsów przywracających w niezwykle delikatny sposób naszą obecność akustyczną.
Niczym ponowne wybudzenie do melodyjnego życia.
Bo o ile mowa jest srebrem a milczenie złotem to muzyka w takiej sytuacji…wybawieniem.
A gdy słowa nie mają wystarczającej pojemności by przenieść ogrom emocji kotłujących się w ludzkiej duszy, bezkres nut tworzy nowy rodzaj dialogu, w którym językiem urzędowym jest wrażliwość.
I jak to z wrażliwością bywa…jedni mają większą, inni mniejszą, ale ostatecznie wszyscy potrafią porozumieć się ze sobą.
Świat idealny?
Tak, ale tylko dopóki wybrzmiewa w nim choćby jedna nuta…
Wierzę, że z takiego właśnie miejsca docierają odgłosy ‘Frozen Silence’, nowego albumu Macieja Obary i spółki, nagranego dla kultowej wytwórni ECM Records.
Wierzę również, że czasem najlepszą formą ciszy jest dźwięk…nienachalnie zapraszający do stanu duchowej nieważkości.
Decybele wolności.
Elastyczność tego materiału, który z łatwością i szybkością kalejdoskopu potrafi zmieniać swoje oblicze, gwarantuje podróż pełną nieskrępowanych uniesień. Raz kluczy, zapędzony na terytoria improwizacji, kiedy indziej urzeka swoją prostolinijnością, szczerością i miękkim wdziękiem. Z pewnością największa w tym zasługa partii saksofonu Macieja Obary, który gra z nieprawdopodobnym wyczuciem i plastycznością, ale pozostałe instrumenty równie świetnie prowadzą zarówno narrację uzupełniającą jak i dochodzą do głównego głosu.
Słucha się tego wyśmienicie i w pełnym skupieniu, ponieważ podążamy za naturalną ciekawością kolejnych zdarzeń na pięciolinii, która właśnie dzięki wspomnianej nieoczywistości angażuje całą naszą uwagę.
‘Frozen Silence’ to pochwała niespieszności, która jest wyczuwalna dosłownie w każdym takcie. Istna pieszczotliwość artykulacyjna! Muzycy ewidentnie delektują się każdym pojedynczym akcentem czy przydźwiękiem nie wspominając o dłuższych partiach solowych. Nie ma tu jednak oślepiających popisów…słyszymy za to tętniącą zmysłowość dyrygującą poczynaniami całego kwartetu. W punkt, w nutę, co do milisekundy…nieczęsto słyszy się tak precyzyjnie a jednocześnie żywiołowo wyegzekwowaną aurę w materiale muzycznym.
Intensywny magnetyzm nowego albumu Maciej Obara Quartet ma swoje źródło w tajemnicach, których nikt poza (uważnym) słuchaczem nie jest w stanie odkryć. Takie płyty wciągają swoją pozorną lekkością by następnie otworzyć czeluść interpretacyjną. Oniryzm, pasja, napięcie, alienacja…nic nie zostanie nam tu podane wprost dzięki czemu wszystko będzie miało swoje drugie, trzecie i kolejne dno. Zatem tego najczystszego piękna doświadczamy tak naprawdę głęboko poza skalą…w końcu ta muzyka to baśń jazzowa, baśń zawiła, metafizyczna, wieloznaczna, ale jednocześnie przyjazna i, na swój uroczy sposób, przystępna.
Kwadrojaźń.
Wsłuchując się w grę kwartetu mam nieodparte wrażenie, że momentami muzycy są w stanie permanentnego, jednoczesnego dialogu. To jest taki poziom zgrania, że trudno czasem odróżnić kto z kim rozmawia…dźwięki idealnie przenikają się przez wszystkie partie zaczynając i kończąc wątki, głębiny sekcji mruczą do wysokich rejestrów podczas gdy te prowadzą ożywioną konwersację między sobą…
Saksofon Maciej Obara i fortepian Dominika Wani to przykład wybornie funkcjonującego duetu, który na całej długości sesji w bardzo naturalny sposób doprowadza do obustronnych i wielowymiarowych spiętrzeń, po których rozpływa się w ambiencie kompozycji i materializuje ponownie, wchodząc w interakcję z Ole Morten Vågan (kontrabas) i Gard Nilssen (perkusja).
Co najważniejsze jednak, na ‘Frozen Silence’ panuje przejrzysta harmonia, w której bez najmniejszego wysiłku rozpoznajemy wszystkie głosy.
Brawo! Brawo!
Inna sprawa, że przebieg tej płyty daje nam mnóstwo czasu na poukładanie wszystkich dźwięków w naszej przestrzeni i napawanie się ich nieskazitelną elegancją. Niespieszność, pamiętacie?
Maciej Obara Quartet nagrali album będący swoistym dźwiękowym powidokiem. To co słyszymy jest czułą próbą oddania nastroju miejsca i czasu, w którym codzienność toczy(ła) się na innych zasadach.
Czułą, ale rozrzedzoną upływem czasu.
Na powierzchni nut dotyka nas ‘jedynie’ delikatny dreszcz przebijający się z tego odległego wymiaru. Dopiero całkowite zanurzenie w tej muzyce pozwoli zrozumieć i, co ważniejsze, poczuć każdą pojedynczą częstotliwość ciszy będącej absolutnym początkiem wszystkich zagranych na ‘Frozen Silence’ dźwięków.
Maestria tego wydawnictwa kryje się…między nutami, gdzie zapisano przepięknie szczerą opowieść o byciu niemym świadkiem wszystkich szybszych uderzeń serca.
Nie każdemu dane będzie to przeżyć, ale wszyscy powinni to usłyszeć.
Dla mnie, jedna z płyt roku.
Last modified: 2024-10-19