Materiał wysoce wybuchowy.
To taka płyta, która kumuluje w sobie moc wszystkich grających
na niej muzyków i eksploduje co jakiś czas w trakcie odsłuchiwania.
Warto być w zasięgu rażenia, te nuty-odłamki niosą niesamowitą energię, którą absorbujemy w sposób naturalny.
Rok po pamiętnym koncercie Michał Urbaniak Constellation, o którym szerzej było tutaj: https://cutt.ly/AO7mzYV wychodzi w USA 'Fusion’ – album, na którym spotyka się ten sam skład, który grał na wspomnianym wyżej, absolutnie kultowym, występie w Warszawie.
Czy mając takich muzyków można nie iść na całość?
’Fusion’ brzmi momentami jak muzyczny głód, który ze wszystkich sił chce się zaspokoić, ale on wciąż pojawia się na nowo.
Świeżość, energia, emocje godne debiutantów a przecież słuchamy wybitnych instrumentalistów, którzy brali udział w licznych sesjach nagraniowych. Taki właśnie urok ma to wydawnictwo.
Zaczyna się z wysokiego C – od 'Good Times, Bad Times’ autorstwa Wojciecha Karolaka. Czesław Bartkowski od pierwszego uderzenia nie pozostawia złudzeń, że będzie mocno, gęsto i niezwykle czujnie. To co Bartkowski gra w tym utworze jest po prostu bezkonkurencyjne. Z jednej strony zasiewa pięciolinię swoimi uderzeniami a z drugiej potrafi wpasować się minimalistycznie
w groove chwili. Nieprawdopodobna partia na bębnach i te jego charakterystyczne 'zawijania’ na kotłach, o których wspominam przy niemalże każdej płycie na której wystąpił.
Ta gra wprowadza niesamowity klimat wiejącego wiatru przez cały utwór.
Makowicz na piano Fender Rhodes i Fender Bass z właściwym dla siebie wyczuciem znajduje sobie przestrzeń, z której transmituje swoje przetworzone przez popularną wówczas 'kaczkę’ (efekt wah-wah) akordy i partie solowe.
Partie Wojciecha Karolaka w tamtym okresie wnosiły mnóstwo przestrzeni i takiego specyficznego odrealnionego klimatu.
Świetne akcentowanie i płynne przechodzenie w motywy solowe
a także dialogi z Urszula Dudziak i również Adamem Makowiczem są ozdobnikami tej płyty.
Dudziak swoim głosem i modulacjami wprowadza dużo mistycyzmu do tej muzyki. Nie ma znaczenia czy śpiewa porywające unisono z organami czy otwiera daną kompozycję…to zawsze brzmi jakby dobiegało z innej, obcej przestrzeni.
Michal Urbaniak świetnie wypada grając raz nuty inspirowane tradycją, momentami tez folklorem a momentami typowym orientalem – fragment od 1:37 powie Wam wiele o jego szerokich horyzontach. Inna sprawa, że ten moment jest fenomenalnym przełamaniem, w którym każdy z muzyków pokazuje niezwykłe wyczucie nastroju.
Słuchając drugiego 'Bahamian Harvest’ dostajemy najlepszą wizytówkę Urszuli Dudziak i jej potencjału – to już jest wokalny egzorcyzm. Bartkowski nadaje jednostajny rytm, który zmierza na czołowe zderzenie z porywającą głosową spiralą, przy której trudno zebrać myśli. Wszystko jednak zmienia się za sprawą Karolaka,
który daje sygnał do rozwinięcia skrzydeł pozostałym muzykom. Bartkowski trzyma niesamowity groove a Urbaniak zawłaszcza środek sceny z porywającym solo. Makowicz świetnym pochodem na Fender Bass zdaje się podkręcać Bartkowskiego, którego gra po prostu przechodzi w galop.
Uwaga, ten utwór może pozbawić tchu słuchacza!
’Impromptu’ wprowadza bardzo refleksyjny i bardzo potrzebny
po pierwszych dwóch odsłonach nastrój. Uczucie lądowania
w puchu…robi się miękko, ciepło, bezpiecznie.
Rewelacyjnie w dole wybrzmiewają dźwięki Makowicza i Karolaka, ale ten utwór to partia Urbaniaka, który wprowadza bardzo rzewny, melancholijny klimat, choć nie brakuje tu też uczucia niepokoju.
Stronę A kończy absolutnie oszałamiająca 'Seresta’, w której wszystko wraca 'do normy’ – zespół rozpędza się do zapomnienia
z zamkniętymi oczami. Trzeba jednak przyznać, że w porównaniu
do wersji ze wspomnianego wyżej koncertu w Warszawie ta kompozycja a także 'Bengal’ na stronie B jawią się jako…okiełznane. Niewątpliwie łatwiej zapanować nad taką formą, ale sesja studyjna ujawnia z kolei wiele smaków, których nie dane było próbować
na żywo. Dlatego świetnie się słucha wersji albumowej, ponieważ jeszcze bardziej można docenić aranżacyjny majstersztyk.
Na stronie B wszystkie drogi prowadzą do Grande Finale.
Zanim jednak to nastąpi mamy 'Fusion’, który jak dla mnie nieco odstaje od aury tego albumu…nie mieści się stylistycznie w atmosferze i temperaturze wykreowanej przez pierwszą część płyty. Za to kolejny 'Deep Mountain’ to już klasyczna, sprawdzona wcześniej mocno groove’owa formuła i rześki powiew energii
z nieco przesterowanych i zaefektowanych skrzypiec Urbaniaka – doskonale to brzmi.
Bardzo żywiołowy utwór, ostatni z takim kolorem, przed osławionym 'Bengal’, na temat którego nie będę się po raz kolejny rozpisywał.
Dla mnie to jeden z najważniejszych jazzowych utworów jakie kiedykolwiek nagrano. Prawie 14 minutowy drenaż systemu nerwowego, po którym albo wychodzimy niezniszczalni albo…kończymy przygodę z jazzem.
Poziom astralny. Kompozycyjnie i wykonawczo.
’Fusion’ jest płytą rewelacyjną.
Brzmienie zwala z nóg.
Urbaniak, Dudziak, Makowicz, Bartkowski, Karolak – oni zadziwili Amerykanów nagrywając ten krążek w swoim zgranym, wyłącznie polskim składzie na ich terenie. Wyobraźnia, w której nie było miejsca na niepewność.
W tamtym czasie to był niesamowity wstrząs, że można tak zagrać.
Drgania czuć do dziś bo wszyscy jesteśmy epicentrum.
Last modified: 2024-03-24