Subtelny powiew słów szeptanych między nutami.
Bliskość, od której już tylko krok do zatracenia.
Zapraszająca powabność płynąca swobodnie między palcami stukającymi rytmicznie o krawędź naszej wrażliwości.
‘Modern Cool’ to album niesłychanie sensualny, wręcz zniewalająco sensualny.
A wszystko to za sprawą głosu i sposobu w jaki operuje nim Patricia Barber Jazz Musician.
Wokalistka wybitna, jedna z tych Pierwszych Dam Jazzu dodających swoją obecnością jazzowi niezbadaną głębię, w której zanurzamy się bezszelestnie i giniemy w czeluści obłędnego aksamitu.
Taki to właśnie głos.
Patricia Barber przyzwyczaiła już do naprawdę niebotycznego poziomu swojej muzyki.
Zarówno w kwestii wykonania jak i samej realizacji nagrań.
Ultradetaliczność aranżacyjna kompozycji, spowite tajemnicą struktury linii wokalnych i niezwykle czujnie zagrane partie instrumentalne – to wszystko oddziałuje z tak wielką mocą, że aż trudno uwierzyć, iż pochodzi z tych, w sumie oszczędnych utworów.
Muzyka na ‘Modern Cool’ to arcymistrzowskie operowanie wolną przestrzenią, wtłaczanie niezbędnego powietrza pomiędzy nuty i wyciąganie z nich maksymalnej melodyjności.
Tu wybrzmiewa dosłownie wszystko…a najbardziej wielkie niedopowiedzenie wokalu Patricii.
Śmiało, puśćcie wodze fantazji, ponieważ od teraz nie będzie złych skojarzeń…przeciwnie, wszystko jest dopuszczalne.
Każda myśl, każdy gest, każdy dreszcz.
Wielowymiarowość i co ważniejsze, przejrzystość tej sesji gwarantuje odbiór praktycznie wszystkich jej częstotliwości.
Tych słyszalnych i tych odczuwalnych.
I doprawdy, trudno ocenić, które działają skuteczniej.
Jest bardzo miękko, bardzo ciepło, bardzo kusząco.
‘Modern Cool’ to rozmowa, w której wsłuchujemy się w każde słowo, ponieważ zarówno przed jak i po każdym z nich toczy się projekcja wyobraźni, która przesyła mnóstwo dodatkowych impulsów do tego prawdziwego generatora natchnień jakim jest ten album.
Sekundujący Patricii muzycy (John McLean – gitara, Dave Douglas – trąbka, Michael Arnopol – kontrabas, Mark Walker – bębny, Jeff Stitely – udu) wyczarowują niezwykłe partie instrumentalne perfekcyjnie akcentujące każde drgnięcie nastroju. Momentami grają nieco wycofani, ale to w żadnym wypadku nie jest drugi plan, oni po prostu rezonują z niezwykłą elegancją tuż obok głosu wtórując mu w minimalistyczny, ale ekscytująco namacalny sposób. Wokalistka gra także na fortepianie i robi to dokładnie tak samo jak śpiewa co potęguje zmysłowość chwil gdy fale dźwiękowe ocierają się o nas.
Usłyszycie oszałamiająco inteligentną muzykę.
Od tekstów po nuty. Od śpiewu po dźwięki.
Niespieszna, przemyślana artykulacja daje nam czas na oswajanie się z każdym nowym smakiem pojawiającym się w trakcie odsłuchu.
Mamy czas, mamy dużo czasu na delektowanie się tą nienachalną wirtuozerią.
Trzeba tylko opuścić gardę codzienności i dać się wciągnąć w tę grę zmysłów. Dalej już będzie łatwiej…bo poza naszą kontrolą.
Powolne wirowanie rzeczywistości w ‘Touch of Trash’ z typową dla Patricii Barber pozornie pasywną linią wokalną. Nic bardziej mylnego, ponieważ opowiada nam tę pierwszą historię w niezwykle wyrafinowany sposób. Deklamacje, przeciągnięte melodyjnie końcówki wyrazów, szepty, zawieszenia…a to wszystko inkrustowane punktowymi zagrywkami gitary, świetną rytmiką bębnów i wreszcie solową partią trąbki niesionej wiatrem, który ta kompozycja wznieca w miarę upływu czasu.
Chcąc nie chcąc, dajemy się porwać.
‘Winter’ zniewala transowym, prostym motywem, na którym natchniony głos Barber przędzie misterną sieć. Chybotliwa partia gitary i rozlewające się na niej płaszczyzny wokalne kreują wciągający spektakl. Trudno przy czymś takim nie zamknąć oczu by jeszcze lepiej poczuć emocje – naturalny odruch. I to jest właśnie ten moment – chwila zapomnienia wystarczy by pięciolinie owinęły się wokół nas szczelnie tworząc kokon odrealnienia, w którym tkwić będziemy do samego końca.
Tajemnica magii ‘Modern Cool’ tkwi w pociągającej skrytości tej muzyki. Chcemy wiedzieć i czuć więcej, ale dostajemy tyle ile sami usłyszymy.
Dlatego drążymy dalej, głębiej zapominając, że mamy do czynienia z niezwykle delikatną, ale też aktywną materią.
Mniej lub bardziej świadomie zbliżamy się do linii, której nie powinniśmy przekraczać nawet w myślach a tymczasem ona sama zaczyna się przemieszczać w naszą stronę.
I tylko od nas zależy co w tej sytuacji zrobimy.
‘You & The Night & Music’ jest właśnie jednym z tych utworów, które potrafią zagonić wyobraźnię do galopu. I choć sam w sobie jest daleki od pędu jego energetyczność napędzana jest namiętnością sączącą się z każdej zagranej czy zaśpiewanej nuty.
Rytmika spojrzeń w slow-motion, trącenie biodrem wywołujące falę uderzeniową, zapach promieni słonecznych uciekających przed nocą po skórze…kompozycyjny fenomen będący prawdziwym udźwiękowieniem ludzkiego temperamentu i wszystkich jego odcieni.
Ascetyczny, nieśmiały, ale wprowadzający niezwykłe napięcie wokal snujący intymną opowieść na genialnie zagranym przez bębny-fortepian-kontrabas motywie przewodnim . Całość na pewno kłania się nisko bluesowej czułości, ale z jazzowym polotem, który w kluczowych momentach, za sprawą partii solowych fortepianu, odrywa nas od ziemi.
Wijąca się ponętność, od której ani nie możemy, ani też nie chcemy uciec.
Warto w tym miejscu dodać, iż jest to arcymistrzowska przeróbka słynnego standardu autorstwa duetu Schwartz/Dietz, ale kto nie zna, zachęcam do posłuchania innych interpretacji…moim zdaniem to najlepsza, najbardziej przejmująca wersja jaką kiedykolwiek zagrano.
Na ‘Modern Cool’ znalazło się także miejsce dla dwóch innych ‘obcych’ utworów: ‘Light My fire’ – klasyk od The Doors i ‘She’s A Lady’ Paula Anki, które w swoim czasie rozsławił brawurowym wykonaniem Tom Jones.
Jak wypadła w obu Patricia Barber i jej zespół?
Absolutnie genialnie. Żadnych dróg na skróty – wszystko przearanżowane by oddać jak najwięcej swojego charakteru, ale z wyraźnym szacunkiem dla pierwowzorów.
Nikt tu nie zadziera z pomnikowymi kompozycjami, ale nikt też nie chce grać po raz kolejny wersji bliskiej oryginałom. Stąd też zwolnione tempo i senna atmosfera w ‘Light my Fire’, które urzeka aurą bagiennej niesamowitości i lekko kokieteryjny aczkolwiek stonowany klimat ‘She’s a Lady’ wnoszący do tego pierwotnie roztańczonego hitu powagę godną konwencji całej płyty. W obu przypadkach słucha się tego z wielką ciekawością, ponieważ nie są to aranżacje oczywiste dzięki czemu poznajemy zupełnie inną temperaturę i kolor dobrze nam znanych utworów.
A skoro mowa o zmianach, ‘Constantinople’ poszerza geografię odczuć zabierając nas w podróż na Bliski Wschód, do mitycznego miasta Konstantynopola.
Gorącokrwisty, hipnotyczny rytm wytyczany przez gitarę oraz perkusyjne przeszkadzajki i wreszcie niepokój wiejący od solowej partii granej na trąbce…w każdym takcie czuć piaszczysty wiatr niosący echo tego niezwykłego miejsca.
Rozwibrowane wokalizy Patricii wprowadzają zupełnie nową energię w tym fragmencie płyty. Liryka palącego słońca zostawia na niej niezwykły ślad a każdy z nas może tłumaczyć go na swój własny, unikalny sposób. Bardzo mistyczny moment!
A przed Wami jeszcze wiele takich…
‘Modern Cool’ to album pełen uniesień, zarówno duchowych jak i czysto fizycznych.
Moim zdaniem, obok ‘Cafe Blue’, to najlepsze dokonanie Patricii Barber, która słynie z niezwykle sugestywnych kreacji muzycznych.
Nieczęsta sytuacja gdy muzyka dotyka w tak płomienny sposób.
Co ważniejsze, nie są to zimne ognie tylko najprawdziwszy żar, który grzeje nas długo po wybrzmieniu ostatniej nuty.
Jest niezwykle intensywnie, wręcz wyczerpująco, ale to niska cena za tak, bez cienia przesady, ekstatyczne doświadczenie.
Warto zrobić ten krok do przodu nawet jeśli zrobi się gorąco – to w końcu o takie przeżycia chodzi w muzyce…i poza nią, prawda?
Śmiało, z zamkniętymi oczami, ‘Modern Cool’ to płyta, której piękna nigdy nie zapomnicie.
Last modified: 2024-03-26