
Jest taki stół, przy którym niemalże 40 lat temu siedziało Dwóch Wielkich Mistrzów.
Prowadzili ożywioną dyskusję a słowa, które padały, w locie zamieniały się w pasaże nut.
Zapisywali każdą z nich…bo każda miała swoją wartość i właściwe miejsce w ich dalekowzrocznej perspektywie.
Tak właśnie potrafili rozmawiać.
Tłoczyli wolność do każdej formy dialogu, nie zważając na wyzwania, które rzucali ludzkiej wyobraźni.
To był taki duet, który z jednej litery kreował nieznany alfabet a następnie całą opowieść.
Stół był niemym świadkiem tych chwil pełnych natchnienia, wizji i pasji, z których jakiś czas później zrodziły się dźwięki niecodzienne, hipnotyczne i tak szlachetne, że mimo upływu tych wszystkich lat nie poddały się…korozji.
Dzisiaj już wiemy, że ta opowieść celowo nie ma końca.
Ona opowiada wstecz i w przód.
Przy stole nie ma już żadnego z Nich, ale energia, która wygenerowała się podczas tamtego spotkania, samoistnie przeniknęła do wszystkich jego szczelin, stając się źródłem niewyczerpywalnej inspiracji.
By ją przyjąć, trzeba było dorosnąć.
Zamknij więc oczy bo to jest ten moment.
Wyobraź sobie, że siadasz przy tym stole, kładziesz ręce na jego blacie by następnie przytknąć do niego ucho.
Wszystko, co usłyszysz, nie da Ci zasnąć na długo…bo właśnie uświadamiasz sobie, że to, co zagrane, w ogóle nie minęło.
Nie ucichło. Nie skorodowało.
Ani tam, ani w Tobie.
Wręcz przeciwnie, stamtąd cały czas wieje ten niezwykle specyficzny, siny wiatr niosący ku Tobie okruchy wspomnień, z których masz szansę ułożyć kolejną wersję kodu nieśmiertelności.
Nie jesteś jego autorem, ale zapiszesz swoje imię na zawsze w jego mikroskopijnych sekwencjach.
A to zaszczyt, który spotyka niewielu.
Trudno powiedzieć czy Piotr Damasiewicz i Dominik Wania mieli okazję usiąść przy tym stole razem, ale z całą pewnością byli tam osobno.
Możliwe, że w innym życiu.
Ich wspólny album ‘The Way, The Truth And The LIfe – According To Artur Olender’ jest niezbitym dowodem, że dużo podróżowali w czasie do miejsc naprawdę odległych. Nienazwanych, nieobecnych na powszechnie dostępnych mapach…miejsc, do których dotrzeć można jedynie poprzez wsłuchanie się we własną intuicję. To właśnie ona wytycza azymut pragnień – jedyny kierunek ku spełnieniu, które na samym końcu zamienia się w wewnętrzną, kojącą ciszę.
To droga niełatwa, emocjonalnie wyboista, na której każdy krok ma swoje własne echo, które wybrzmiewając, układa się w harmonijną opowieść o doświadczaniu nowych wymiarów własnej duchowości.
Trąbka i fortepian.
I wszystko co pomiędzy nimi.
Muzyka świadomie zapętlonych zapytań, w której ważniejsze od wybrzmiewającego dźwięku jest jego źródło.
A ono nie zawsze ma tu swoją namacalną, uchwytną fizyczność…bo gdy dusza gra, cisza melodią jest.
Damasiewicz i Wania w mistrzowski sposób wykorzystują otaczający ich ambient.
Naginają jego reguły by pozwolić przemówić swoim instrumentom w najbardziej przejmujący sposób. Dlatego tak dużo w tej muzyce metafizycznej pustki…pauz wypełnionych po brzegi napięciem, oczekiwaniem i niedokończonymi myślami.
Niewidzialny rezonans nadludzkich częstotliwości.
Kompozycje rozwijają się w niespiesznym, swobodnym tempie dzięki czemu z liturgicznym wręcz namaszczeniem możemy smakować każdy niuans aranżacyjny (np. satynowo falujący ‘Don’t Go’).
W ten sposób poznajemy najgłębszą istotę tego materiału – niezliczoność
najdrobniejszych gestów codzienności, przetłumaczonych na język muzyki.
Dotyk. Spojrzenie. Muśnięcie. Pamięć. Obecność. Puls. Mijanie. Fantazja. Oddech.
Ta płyta została tak zagrana, byśmy nigdy nie dotarli do którejkolwiek z granic…nawet mentalnie.
Poza klasyczną artykulacją, obaj muzycy generują sporo akustycznych artefaktów , które potrafią stanowić oś narracji danego utworu (np. niemalże sound art’owy ‘Grave Silence’). Takie podejście do aranżacji gwarantuje wielopoziomowość doznań. Zwłaszcza przy maestrii wykonawczej, jaką prezentuje duet.
Ten album potrafi zatrząść się w posadach (np. ‘The Threat Of Sudden Silences’), ale też onirycznie rozlewać ciepłem i błogością (‘Anthems of Love’) by co jakiś czas osiągać stan nieważkości (‘Who Is’).
Damasiewicz i Wania podjęli się własnej interpretacji kompozycji Artura Olendra, który jest autorem całości materiału.
Rozpisanie partytur na ‘jedynie’ 2 instrumenty zaowocowało transową ascezą, dzięki której zmysł słuchu wyostrza się do maksimum i jest gotowy odbierać najmniejsze bodźce. To z nich powstał nowy, ultrasensytywny świat, w którym fale dźwiękowe rodzą się jedna za drugą już na etapie zalążka myśli.
To swoisty koncert życzeń adresowany do naszej wrażliwości by wynagrodzić jej każdą, nawet najkrótszą, chwilę wartą rozpamiętywania.
Obaj muzycy grają nieprawdopodobnie sugestywnie, ale nie dosłownie.
Mimo ich doskonale wyczuwalnej bliskości, w wielu momentach odsłuchu, to właśnie my sami rozwijamy rozpoczęte przez nich wątki.
Bo historie, które słyszymy, w każdym z nas zabrzmią inaczej…
Nieczęsto zdarza się by muzyka prowokowała podświadomość do takiego wysiłku.
Oczyszczające doświadczenie.
Wierzę w ponadczasową energię przedmiotów, ludzkiego dotyku i duchową cyrkulację myśli. Wierzę w aktywną nieobecność i połączenia międzyepokowe.
Słyszę to wszystko na ‘The Way, The Truth And The Life – According To Artur Olender’.
Myślę, że to nie przypadek, iż te współcześnie stworzone kompozycje zostały przepisane w czasie przeszłym. Piękne w wymowie, uniwersalne w przekazie…można było je zagrać na wiele różnych sposobów a jednak Piotr Damasiewicz i Dominik Wania tchnęli w nie bardzo dużo retrospektywnej aury.
Muzycznie, ta płyta jest dla mnie pewnym rodzajem hołdu złożonego autorom wspomnianego wcześniej kodu nieśmiertelności.
Z pewnością było ich kilku.
Mistrzowie, Mentorzy, Przewodnicy.
Wszyscy ci, którzy na przestrzeni lat, nauczyli tych dwóch muzyków przemawiać własnym głosem.
I to jest właśnie kwintesencja mocy tej zjawiskowej sesji.
Interpretować z olbrzymim szacunkiem cudze piękno, umieć wsłuchać się w historię i pisać jej dalszy bieg po swojemu.
Arcydzieło.
Jedna z najlepszych i najgłębszych emocjonalnie płyt w polskim, szeroko pojętym jazzie.
Nie szukajcie wymówek by nie mieć jej blisko siebie.
Gratulacje!! Piotr Damasiewicz – Damas, Dominik Wania, Artur Olender.
ps.
Wspomniany przeze mnie stół istnieje naprawdę.
Nieistotne gdzie..ważne, że spotykamy się przy nim.
Last modified: 2025-05-10