Lekkość przeciągniętych poranków, ciepłych słów niesionych do serca wewnętrznym wiatrem, zachodzącego słońca, które niezależnie od pory roku zostawia pomarańczowo-błękitną łunę malującą pod powiekami niezliczone obrazy.
To nagroda za wszystkie te momenty, w których stawiliście opór pędzącej rzeczywistości.
Z tym albumem będzie to jeszcze prostsze…i jeszcze piękniejsze.
Richie Beirach jak mało który pianista potrafi łączyć wirtuozerię z przystępnością. Robi to w sposób niezwykle sugestywny, oddziaływujący na aurę słuchacza dzięki czemu słuchanie jego partii jest momentami fizycznym wręcz doznaniem.
Muzyka, którą usłyszycie na 'Hubris’ to prawdziwa liryka fortepianowa z tak oczarowującą narracją, że trudno oderwać się od historii, które opowiada.
A Beirach wykorzystując praktycznie wszystko co w kwestii generowania dźwięku oferuje fortepian, brzmi hipnotycznie.
Symbioza idealna, w której człowiek wsłuchuje się w drżenie powietrza między strunami, przejmuje je i podaje dalej, do słuchaczy.
Taki impuls to trzęsienie serca w posadach.
’Hubris’ to właśnie popis duetu muzyk-instrument.
Wierzcie mi, niczego więcej nie potrzeba.
Każde uderzenie Beiracha jest po prostu wyliczone do milimetrów naszej wrażliwości. Nawet jeśli momentami improwizuje to zdecydowanie wie gdzie dotknąć klawiaturę byśmy czuli to długo.
Poruszająca płyta. Szkląca się wzruszeniami.
Bardzo dużo tu bezwarunkowego piękna, które raz wydobywa się z kaskady dźwięków a kiedy indziej z pojedynczych, wysokich nut i echa wybrzmiewającego po powierzchni skóry.
Łatwo się w tym zatracić.
Album wielowymiarowy – klasyczny, jazzowy, ale przede wszystkim niespotykanie elastyczny w kwestii budowania rozmiaru emocji, które z niego do nas płyną.
Płyta zacierających się kontrastów…
Beirach cudownie miękko płynie przez wszystkie odcienie czerni i bieli dając nam szerokie pole do popisu dla wyobraźni.
Pejzaże, które maluje w ten sposób są nie do zapomnienia i za to cenię 'Hubris’ najbardziej.
Wykonawczo jest to absolutna maestria.
Delikatność, wirtuozeria, moc i zdecydowanie a gdy trzeba….niewidzialność.
Balans, o którym marzy wielu, ale mało komu się udaje.
Przestrzeń wypełniona po brzegi dźwiękami, ale bez problemu łapiemy oddech, ponieważ tak dużo w tym aksamitnej ulotności.
Grają wszystkie pory roku, nastroje i emocje przez co głębokość tego dzieła jest niesamowicie nęcąca.
Tu nie ma strachu przed nieznanym, jest wyłącznie pożądanie i ekscytacja by posiąść tę niezwykłą chwilę na własność.
I chłonąć jej całą grację.
To bardzo intymna muzyka, do słuchania w bardzo określonych chwilach. Nie ma mowy o pośpiechu czy przerywnikach.
Jeśli chcecie by zadziałała pełna dorodność 'Hubris’, musicie oddać się temu całkowicie.
Bez żalu czy kalkulacji.
Żaden czas spędzony z tą płytą nie będzie czasem straconym.
Nie traćcie więc go na zastanawianie się czy warto.
#jazzmotional
Last modified: 2024-03-22