53 lata temu nagrano materiał na to potrójne wydawnictwo.
53 lata temu!
Anita Kerr i Rod McKuen stworzyli koncepcyjne, trzyczęściowe dzieło, które równie dobrze mogłoby powstać w obecnym czasie. Dla mnie to ogromna odwaga, wyobraźnia i kreatywność by w tamtym czasie nagrać coś tak niesamowicie angażującego i innego od panujących trendów.
’The Sea Complete’ to niesamowicie klimatyczna, wyciszona muzyka skomponowana, wyprodukowana i zrealizowana przez Anitę Kerr i Roda McKuena, która jest po prostu mistrzowskim soundtrackiem do historii, które w absolutnie poruszający sposób opowiada aktor Jesse Pearson.
Od samego początku zanurzamy się w bardzo, naprawdę bardzo intymnej atmosferze kreowanej zarówno dźwiękami jak i słowami. Jesse Pearson zredukował granicę pomiędzy wyobraźnią a rzeczywistością do niebezpiecznej, kontaktowej wręcz bliskości. Dreszcz za dreszczem wsłuchujemy się w kolejne części.
Pearson na tych albumach nie jest 'zwykłym’ narratorem. To wszystko brzmi tak przeszywająco jakby opowiadał o swoim życiu, chwilach spędzonych…no właśnie…ten morski klimat jest obecnie dosłownie wszędzie.
Słuchając tej muzyki mamy piasek na dłoniach, wiatr we włosach
i sól na ustach. Całość jest tak sugestywna, że trudno momentami pozbyć się wrażenia, że słuchamy historii kogoś kto już na całe życie pozostał na tej morskiej plaży. Sam.
Mieszają się tu różne nastroje. Raz jest delikatnie, raz refleksyjnie a często melancholijnie, smutno i pusto.
To uczucie pustki jest momentami wręcz przyduszające.
Czy to naprawdę tylko odległe wspomnienia głównego bohatera? Może to życie przewija się przed jego oczami patrzącymi na majaczący horyzont? Czy to listy pisane na kamieniu i słane do nas w butelkach?
Docierają od 1967 roku i w każdej z nich znajdujemy fragmenty wyjątkowej opowieści.
Muzycznie jest po prostu idealnie…morski jazz, chciałoby się powiedzieć. Cudownie miękkie partie instrumentów malują kolejne obrazy w sposób tak naturalny, że aż trudno wyobrazić sobie inne dźwięki w tle tych wszystkich słów. Kompozycyjnie i aranżacyjnie nie ma tu miejsca na inne podejście.
Niesamowita czułość tej muzyki jest wręcz uzależniająca.
Gdy Jesse Pearson zaczyna 'Wake up, the sun’s on its way down the other side of the house…’ coś pęka w powietrzu.
Trudno zebrać myśli w niektórych momentach tych 3 płyt, trudno obudzić się na czas.
Może dlatego właśnie, gdy słyszymy 'Come on in, water’s fine…’ bez najmniejszych oporów robimy kolejne kroki w stronę fal.
Last modified: 2024-03-22