Między ustami a brzegiem ustnika…
Magiczny moment zawieszenia, w którym decyduje się głębokość dźwięku z jakim przyjdzie nam się zmierzyć gdy fala zwrotna uderzy ponownie.
Czy będzie to kaskada nut, pod naporem której wszystko wokół nas skurczy się do niezbędnych dla przeżycia rozmiarów azylu? Czy może raczej otworzy się ta część wyobraźni, która zdolna jest do wykreowania przestrzeni dowolnej wielkości, w którą będzie można wzbić się na ślepo, bez jakichkolwiek ograniczeń?
Skrzydła czy morfina?
Jasność czy przywidzenie?
O tym zdecyduje On, Władca Echa.
Ten, któremu dźwięk zwykł jadać z duszy.
Tomasz Stańko.
Bezkompromisowy, niestrudzony poszukiwacz mitycznej drogi poza horyzont niezagranego. Poszukiwacz, który ostatecznie stał się wędrującym w czasie medium przywołującym kolejne pokolenia do jednego, jedynego źródła, z którego nieustannie biją impulsy pełne inspiracji.
One są sumą wszystkich doświadczeń człowieka, który nie uznawał jakichkolwiek dróg na skróty…co było niezwykle istotne zwłaszcza w przypadku tego albumu.
Zatem przygotujcie się na doznanie nieskazitelnego bezkresu.
Zarówno na poziomie fizycznym jak i głęboko mentalnym.
1980 rok. Świątynia Taj Mahal.
Za 27 lat to miejsce zostanie uznane za jeden z siedmiu nowych cudów świata.
Póki co jednak wydarzy się w nim cud kreacji i emocji, dzięki któremu już na zawsze w przepastnych wnętrzach świątyni będą unosić się audioelektrony wygenerowane przez Tomasza Stańko i jego trąbkę.
Stańko powiedział kiedyś: ‘nie ma jazzu bez miłości’.
Czy zatem przypadek przyciągnął go do miejsca znanego również jako ‘świątynia miłości’? Moim zdaniem, w tej historii nie ma żadnych przypadków.
‘Music From Taj Mahal and Karla Caves’ to nutowy zapis wyznania miłości do aury miejsc, ludzi, instrumentu, dźwięku, wolności i wyobraźni pozwalającej czuć mocniej i więcej.
Właśnie dlatego skala marzeń wizjonerów pokroju Tomasza Stańko jest zwykle niewyobrażalnie wielka czasem nawet niezrozumiała. Bo trudno jest oprzeć się podszeptom własnej hiperwrażliwości by następnie powstrzymać przed realizacją nawet najbardziej szalonych planów jeśli tylko prowadzą one do osiągnięcia artystycznego absolutu.
Mogę się tylko domyślać jak wielkim pragnieniem i inspiracją może być takie miejsce dla emocjonalności takiego muzyka jak Stańko, ale wyczuwam podskórnie płonącą wręcz ekscytację i gotowość do poniesienia dowolnych konsekwencji za realizację sesji we wnętrzach, które objęto nawet całkowitym zakazem fotografowania…nie wspominając o graniu na trąbce.
…bo usłyszeć miłosne uniesienie echa granych nut może być absolutnie fizycznym doznaniem, którego siłę trudno porównać z jakimkolwiek innym bodźcem estetycznym.
Tym albumem Tomasz Stanko złożył najprawdziwszy hołd czystości formy i artystycznych intencji.
Wirtuozersko, eksperymentalnie, ale i nieprawdopodobnie czule.
Trąbka.
Jeden instrument, który przez ponad 35 minut przemawia tak wiarygodnie i kunsztownie, że aż trudno nie wzruszyć się na myśl o małym wielkim człowieku wygrywającym swoją duszę w Taj Mahal i jaskiniach Karli – miejscach o tak gigantycznej i przejmującej spuściźnie.
W każdej zagranej nucie słychać chęć oderwania się od ziemi by ruszyć za pogłosami błąkającymi się po ambiencie i stać się jeszcze trwalszą częścią tego mistycznego doświadczenia.
Jak bardzo On musiał czuć to stopniowe rozrzedzanie nut, jak bardzo się tym delektował!
Dreszcz improwizacji.
Stańko emanuje muzyczną ekspresją: szepcze, łka, pokrzykuje, uśmiecha się wypełniając emocjami każdy centymetr przestrzeni, w której się znalazł.
Jest nieśmiały, marzycielski, romantyczny, rozedrgany czy poetycko zagadkowy…zawsze jednak gra z mistrzowskim, właściwym dla siebie wyczuciem, perfekcyjnie dobierając natężenie poszczególnych partii do czasu ich wybrzmiewania.
Momentami od gęstości doznań robi się naprawdę dotykowo, ale nigdy nachalnie. Urokiem tych nagrań jest właśnie doskonale wyczuwalna przyjazność, dzięki której bez najmniejszego strachu możemy oddać się kontemplacji tych zjawiskowych dźwięków.
Wspólnie przeżywamy bardzo, bardzo intymny i spontaniczny czas, który za każdym razem…brzmi inaczej. Ta interpretacyjna upojność, dzięki której odkrywamy nieskończoną ilość początków czy zakończeń, jest najlepszym dowodem na geniusz narracyjny Tomasza Stańko.
Dla mnie, ‘Music From Taj Mahal and Karla Caves’, to przyzwolenie na podejście naprawdę blisko człowieka, nie muzyka. Słuchając tej płyty mam ciągłe i wyraźne odczucie energetycznej obecności Tomasza Stańko, który w skupieniu i z niezwykłym namaszczeniem prowadzi nieprzerwanie tę swoistą liturgię.
Przychodzę tam od wielu lat i za każdym razem nie mogę oswoić się z myślą, że muszę pokonać ponad 4 dekady by spotkać się z kimś kto jest z nami codziennie.
Album, którego nie wolno pominąć.
Last modified: 2024-10-20