
Jeśli tylko zechcecie, pojawią się znienacka, wyjdą na scenę, czymkolwiek by nie była i zagrają wszystko to czego w swoim życiu nie słyszeliście.
Będzie jak nigdy dotąd bo to już nie jest zwykła muzyka.
To częstotliwość wolności…dźwięki, które dobiegają z wnętrza jedynie tych, którzy granic nie widzą i granic się nie boją.
Zatem dokąd mają Was dzisiaj zabrać?
Możecie wybierać między bezpieczną przejażdżką środkiem Waszych oczekiwań a jazdą bez świateł po najciemniejszych zakamarkach (nie)ludzkiej imaginacji.
Więc jeżeli jesteście naprawdę gotowi….może warto pozwolić im zdecydować?
Potraficie zaufać i zamknąć oczy?
A jeśli nuty popchną Was w otchłań, obiecujecie nie wyciągać rąk przed siebie?
Nie da się już grać bardziej sugestywnie….minimum wyobraźni wystarczy by doświadczyć nieujarzmionej żądzy bezwarunkowego oderwania, nawet za cenę spadania po omacku w nieznane.
Spokojnie, tu nie ma dna…jedynie Wasz umysł może postanowić inaczej.
I najważniejsze: to miejsce nigdy nie żyło dwa razy tak samo więc za każdym razem, każdy jest tu pierwszy…i ostatni raz.
Oni także.
‘Wooden Music Part I’ odbiera oddech, dosłownie.
Piątka ludzi tłoczy pierwotną siłę dźwięku do każdego napotkanego kształtu
i sprawia, że zaczyna on drgać zupełnie nowymi impulsami przybierając nieznaną dotąd postać. To niezwykle fizyczne doznanie, warto o tym pamiętać przed odsłuchem. Żywioł kreatywności został tu wyniesiony do rangi nadrzędnego źródła wszelkich transmisji stając się tak naprawdę instrumentem wiodącym na całym albumie. To muzyka pozbawiona jakichkolwiek pytań czy wątpliwości, swoiste apogeum pewności siebie budowanej na przekonaniu, że każdy dźwięk ma jedynie swój początek. Cała reszta jest nieskończoną liczbą aberracji pojawiających się niczym zakłócenia na linii muzyk – słuchacz. I to właśnie tam rodzi się piękno tej sesji, jej potęga interpretacyjna, głębokość emocjonalna i odurzająca zawartość prawdy w każdej zagranej nucie.
Oswojenie tego co wydarzyło się w 1972 roku w Radio Bremen będzie zależeć wyłącznie od nas samych. Niewątpliwie trzeba pozwolić by to misterium przeniknęło do naszych wnętrz i drążyło drogę dalej w głąb. Tylko wtedy znajdziemy się tuż obok Kwintetu i poczujemy na własnej skórze kumulację energii każdego jego członka. To jedno z ich uwolnionych wcieleń więc tym bardziej warto podejść tak blisko jak tylko się da. Bo ‘Wooden Music Part I’ to niesłychanie osobista płyta, przesiąknięta charakterem i całkowicie odsłoniętą wrażliwością tych wybitnych muzyków, którzy zagrali bez jakiegokolwiek pancerza, do utraty wszystkich sił, tchu, do kompletnego zatracenia.
Amok Jazz.
6 odsłon, w trakcie których dochodzi do nieustannych wyładowań i przewrotów.
Kwintet gra jakby wyrywał nuty z pięciolinii obłędu…czy taki proces w ogóle da się kontrolować? Teoretycznie limitów nie było żadnych, ale mówimy o niebotycznym zgraniu pięciu indywidualności, które funkcjonowały w ramach kwintetowego paktu, na mocy którego każdy odtwarzał swoją tożsamość tak długo aż łączyła się z pozostałymi w fundament. Od tego momentu wszystko już było możliwe, także totalna dewastacja by za kolejnym razem przejść cały ten nieokiełznany proces kreacji nieznanego ponownie.
Moim zdaniem nie powinno się dzielić odsłuchu tej płyty na części.
Wszystko albo nic.
Od pierwszych taktów wyłaniających się na pełnym rozbiegu, niczym z czeluści myśli niedokończonych, jasnym jest, że mamy do czynienia z ciągiem wydarzeń, którego nie wolno przerywać. Zresztą hamowanie takiej nawałnicy jest daremnym wysiłkiem – oni i tak rozpętują kolejne z taką łatwością, że pozostaje się jedynie poddać temu co nadchodzi…i tkwić w tym do samego końca.
Niełatwe zadanie, zgadza się, ale jeśli przetrwa się pierwsze paroksyzmy arytmii i oszołomienia to następujące po nich wewnętrzne rozwibrowanie będzie stanem nowego balansu.
Aż trudno uwierzyć jak szybko przyzwyczajamy się do tej konwulsyjnej rzeczywistości.
Stańko, Seifert, Muniak, Suchanek, Stefański – pięciu jeźdźców jazzowej apokalepsji.
W tym wijącym się kłębowisku przeciwieństw ich temperamenty toczą nieustanny pojedynek, efektem którego jest napadowe otumanienie. I jest to stan niezwykle upojny i postępujący, dodam. Namiętność z jaką grane są wszystkie partie potrafi zmieniać się w porażającą dzikość napędzaną chęcią dogonienia własnych pragnień. To siła, która z pewnością wywróciła niejeden muzyczny horyzont.
Muzycy Kwintetu Stańki to arcymistrzowie bezkompromisowości muzycznej i słychać to dosłownie w każdym fragmencie tego wydawnictwa. Nie ma żadnego znaczenia czy są to szalone kaskady dźwięków czy moment pozornego wyciszenia, każda zagrana nuta jest bodźcem nieznoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu.
Tak powstało studium niepodległości stylistycznej, która po 50 latach wybucha z niespotykaną mocą i bez jakichkolwiek trudności pokonuje punkt kulminacyjny historii by rozlać się na przyszłe pokolenia. To zagrano pół wieku temu!
Tomasz Stanko.
Zachwyca mnie Jego umiejscowienie i rola na tej płycie.
Lider, który napisał filozofię projektu i pozwolił by każdy poczuł się jej autorem.
Niezwykle czujna obecność, perfekcyjnie budująca aurę utworów (np. spowolniona, psychodeliczna linia w ‘Piece 5’), galaktyczne partie wycelowane prosto w serce, ale zagrane tak by nie przyćmiły któregokolwiek z muzyków.
Dla mnie ‘Wooden Music I’ to doskonały przykład muzycznej demokracji, która wszystkim zagwarantowała możliwość przemówienia własnym, nietłumionym głosem. Stańko tego głosu udziela każdemu w sposób naturalny i szczodry dzięki czemu materiał, który jest totalną improwizacją ma płynność niespotykaną na wielu mozolnie rzeźbionych , studyjnych sesjach. Geniusz.
Zbigniew Seifert…nieodżałowany Zbiggy.
Ten materiał jest popisem Jego niebotycznej wręcz gry, która na ‘Wooden Music I’ w dużej mierze ucieleśnia często wspominaną wcześniej wolność.
Seifert gra jakby jutro miało nie nadejść. Przeczucie?
Pojawia się i znika w ekwilibrystyczny sposób by po chwili rozpętać wyjątkowo infernalny klimat (np. 6:06 w ‘Piece 3’).
Arcymistrz sztuki żądlenia skrzypcami.
Janusz Muniak.
To już nie saksofon a schizofon.
Muniak drąży, Muniak świdruje, Muniak gra na odbezpieczonym ustniku.
Wszystkie Jego partie wprowadzają niesamowitą plastyczność i temperaturę do kompozycji a jednocześnie powodują, że robi się naprawdę duszno momentami.
Zatapiające doznanie.
Bronisław Suchanek.
Królestwo dolnych zapętleń.
Ze wszystkich gra najbardziej transowo (‘Piece 5’!!), ale nie stroni też od szalonych pogoni po gryfie (‘Piece 3’) świetnie wybijając się punktowo pomiędzy innymi instrumentami. Jego duet ze Stefańskim uzmysławia nam co chwilę z jak karkołomną narracją mamy do czynienia na tym albumie.
Janusz Stefański.
Osobna kategoria bębnienia: waga hiperciężka.
To właśnie dlatego każde uderzenie kończy się tutaj nokautem.
Absolutnie fenomenalny występ człowieka, który wbrew pozorom ma jedynie dwie ręce. Świetne czucie groove gwarantujące obłąkanie do zaniku tętna (‘Piece 3’!!, ‘Piece 4’)‘) by już po chwili wprowadzić słuchacza w rytmiczną katatonię (‘Piece 5’).
50 długich lat zamknięcia w archiwach Radia Bremen nie zabrało tej muzyce ani odrobiny energii, którą otrzymała w chwili rejestracji. Wręcz przeciwnie, cały ten czas kumulowały się w niej kolejne moce, które teraz, uwolnione dzięki Astigmatic Records, Instytut Adama Mickiewicza i Radio Bremen, wstrząsają fundamentami obecnej muzyki jazzowej. Świeżość jaką prezentuje ‘Wooden Music I’ onieśmiela, ponieważ płynie ona wprost z nieprzejednania i obsesyjnego myślenia o tworzeniu opus magnum bez jakichkolwiek planów i przymiarek.
Myślenia mocno niedzisiejszego, dodam.
Cudowny pomnik został postawiony muzykom i ich ponadczasowej filozofii oraz wizji. Oto w 2022 roku na jazzowej mapie pojawia się zupełnie nowe miejsce tętniące inspiracją do nieszablonowego myślenia, łamania konwenansów i przede wszystkim przemawiania językiem wnętrza, nawet wtedy gdy zachodzi obawa, że mało kto nas zrozumie. ‘Wooden Music I’ to ponadczasowa prawda, która nakłada presję na wszystkie przyszłe dokonania artystyczne pokazując jednoznacznie co naprawdę jest ważne w muzyce jazzowej gdy chce się by zabrzmiała w sposób wybitny.
SKARB!
Last modified: 2024-04-04