Tak łatwo można było pójść na skróty.
Tak szybko dotrzeć do ściany, od której wielu już się odbiło.
Na szczęście, do interpretacji twórczości Krzysztofa Komedy podszedł muzyk, który nietuzinkowość ma w swoim DNA.
Czy tego chciał czy nie, stanął w szranki z legendami polskiego jazzu, które grywały te nuty na długo zanim on o tym pomyślał.
I Wojtek Mazolewski pokłonił się im wszystkim…Tomaszowi Stańko, Michałowi Urbaniakowi, Zbigniewowi Seifertowi, Urszuli Dudziak, Romanowi Dylągowi, Janowi Wróblewskiemu, Zbigniewowi Namysłowskiemu…długo by wymieniać.
Najniżej, rzecz jasna, Krzysztofowi Komedzie.
A następnie puścił szelmowskie oko i…nagrał 'When Angels Fall’.
Według własnego pomysłu.
I chwała mu za to.
Jestem pewien, że Krzysztof Komeda odetchnął z ulgą.
Ten album to muzyka, w której na próżno szukać strachu czy tremy.
Nie mylcie tego jednak z brakiem szacunku – on jest tu w każdym zagranym dźwięku.
Wojtek Mazolewski zaimponował mi hołdem jaki złożył Komedzie, ale jednocześnie też odwagą z jaką podszedł do grania tych jakże kultowych kompozycji.
Śmiałość i bezkompromisowość zdefiniowały ten materiał, dzięki czemu brzmi on niezwykle nowocześnie, ale Mazolewskiemu udało się utrzymać tę charakterystyczną magię jaką znamy z oryginałów.
Detaliczność aranżacyjna jest tu wręcz powalająca.
Ta płyta brzmi jakby każda nuta była wcześniej mierzona i ważona
a następnie misternie układana na pięciolinii.
Nieważne czy spokojnie czy ostrzej…wszystkie elementy tej układanki po prostu pasują do siebie perfekcyjnie.
A to powoduje, że muzyka z 'When Angels Fall’ wnika w nas całkowicie bezboleśnie.
Tak się właśnie dzieje kiedy emocje piszą partytury.
Mazolewski pozwolił dojść do głosu najgłębszej wrażliwości i dał jej ponieść ciężar historii na tym wydawnictwie.
Przemówiły instrumenty akustyczne, elektroniczne, ale przede wszystkim wizja.
Dlatego tyle tu piękna, delikatności i…kontrastów, które pozwalają jeszcze głębiej wejść w świat komedowskich klimatów.
Niewątpliwie trzeba się przygotować na pewne zaskoczenia, ale w końcu musimy pamiętać kto gra na tej płycie!
Skocznie rytmiczny 'Roman II’ wydaje się być mocno oderwany od realiów pierwowzoru, ale dla mnie jest właśnie idealną wykładnią podejścia Mazolewskiego.
Z jednej strony dostajemy parkietową rytmikę, jednakże osadzoną w towarzystwie takich dźwięków, że robi się naprawdę nieswojo i myślę, że daleko tu do jakiegokolwiek uśmiechu.
Do 0:50 mamy pełną zgodność z tym co znamy, ale od tego momentu niepokój gęstnieje.
Doskonały, filmowy wręcz aranż, który wyciąga z tej kompozycji kolejną płaszczyznę kreacyjną.
Tak to usłyszeli Mazolewski i spóła i mam wrażenie, że Krzysztof Komeda biłby brawo za doszukanie się takiej aktywnej substancji między napisanymi przez niego nutami.
Najpiękniejsze jest to, że praktycznie w każdym utworze Kwintet Mazolewskiego odciska swój ślad. Dodaje coś, co nie jest ciałem obcym, nie kłuje, nie rani i co najważniejsze, nie zabiera nic z jego pierwotnego uroku.
Zaryzykuję: gdyby Komeda żył w obecnych czasach, zaprosiłby Mazolewskiego na wspólny koncert.
Naprawdę, uważam, że tym albumem pokazuje on dojrzałość muzyka, który współistnienie kreatywnych dusz opanował do poziomu, którego Komeda wymagał od towarzyszących mu muzyków.
Już od pierwszych taktów 'When Angels Fall’ nasiąkamy tą niesamowitością. Wsłuchujemy się, siłą rzeczy przywołujemy nuty, które znamy z nagrań Komedy, ale one nie kłócą się ze sobą.
Trzeba też przyznać, że adaptacje proponowane przez Mazolewskiego tworzą często niesamowicie transową atmosferę.
Posłuchajcie choćby klasyka 'Sleep Safe and Warm’.
Genialna aranżacja, pełna zadymienia, efektów modulacyjnych, zabłąkanych artefaktów, wybrzmiewających ech, krążących wokół tematu głównego i budujących bardzo morfinowy klimat kompozycji.
Misterium.
Spokojniejsze kompozycje z reguły mają mniejsze pole do innowacji, ale słuchając 'When Angels Fall’, 'Le Depart’, 'Crazy Girl’ czy choćby 'Sleep Safe and Warm’ staje się jasne, że nic nie zostało zagrane na siłę. To bardzo ważne, że te utwory nie padły ofiarą wymuszonej awangardy czy chęci szokowania.
Ponad pół wieku rozdziela te sesje nagraniowe i niezmiernie cieszy fakt, że nie doszło do konfliktu pokoleń.
Raczej do niezwykle kreatywnych wyładowań.
A skoro mowa o potencjalnych zgrzytach, dla wielu szokiem i wielką próbą elastyczności może okazać się 'Ballad for Bernt’ (w oryginale ballada).
Utwór, który znamy z nagrań Komedy został tu potraktowany w całkowicie nowatorski sposób.
Mogę tylko podejrzewać, że Mazolewski uznał, iż na zakończenie płyty warto jednak przypomnieć, kto ja nagrał.
Klimat ska, niezwykle rozbujany i wyluzowany.
Po balladzie ani śladu, ale jest za to uśmiech i jakże piękna nieznośna lekkość bytu.
Nowość, świeżość i przede wszystkim, celowe uwieranie w ciasnych okowach klasyki.
Może się mylę, ale myślę, że Komeda wołałby 'brawo Wojtek!’
I na koniec słowo o monumencie: 'Astigmatic’.
Mierzenie się z pomnikiem jest zawsze obarczone sporym ryzykiem.
Mówimy w końcu o utworze-symbolu z płyty uznanej za najważniejszą w historii polskiego jazzu.
Powiem krótko: transfer najwyższych napięć trwa w najlepsze.
Mazolewski z muzykami zdają się odbierać energię Komedy w sposób niezakłócony.
Gra tu niesłychanie posępna, świetnie wykreowana przestrzeń pełna wrzenia i nerwowości.
Jest arytmicznie, rwąco i…porywająco.
Genialny motyw od 5:13, w którym przyjdzie Wam się zmierzyć z jazzowym wulkanem.
Nie ma erupcji, jest coś znacznie cięższego: stałe drgania i niekończąca się niepewność.
Tak brzmi 'Astigmatic’ w pełnej krasie Anno Domini 2020.
Nie-sa-mo-wi-te wrażenie.
Pokłon wszystkim muzykom, którzy brali udział w tej sesji: Wojtek Mazolewski, Jakub Janicki, Joanna Duda, Marek Pospieszalski i Oskar Török.
Absolutnie fenomenalny album, zostawiający trwały ślad.
Jest w 'When Angels Fall’ wiele z nieśmiertelności Krzysztofa Komedy, ale jeszcze więcej z tętna i emocji Mazolewskiego i kwintetu.
Obrano najtrudniejszą drogę do źródła.
Nikt nie szedł nią wcześniej, więc trzeba było wytyczyć ją od początku. Ryzykownie, ale w taki sposób dociera się na szczyt na swoich zasadach.
Historia muzyki zapamiętuje takie momenty.
Last modified: 2024-04-06