Rzucasz linę w ciemność nocy i nasłuchujesz.
Nie wiesz dokąd poleci, ale na pewno poczujesz gdy się zatrzyma.
Charakterystyczne drżenie i napięcie pod stopami da ci znać, że można zaczynać.
Daleko czy blisko…po raz pierwszy dystans nie będzie odgrywać jakiejkolwiek roli.
Dotrzesz tam, gdzie od dawna brakowało Twojej obecności.
I bardzo możliwe, że ta podróż zajmie Ci więcej czasu niż się spodziewasz.
Jedno jest jednak pewne: kiedy wyruszysz, nie da się już zawrócić.
Możesz kroczyć jedynie przed siebie i próbować nie myśleć o tym co zostawiasz za sobą. Może nawet nie myśleć w ogóle…tak będzie łatwiej w chwilach największego zwątpienia.
A one przyjdą prędzej czy później.
Stań zatem na linie i po prostu zacznij iść.
To nic, że to pierwszy raz…tego i tak nie da się wytrenować.
Ruszasz na przeciw całej swojej wrażliwości więc trudno przewidzieć co się wydarzy.
Zobaczysz smutki, radości, troski, uniesienia, gniew i chwile idyllicznego spokoju…twarze znane i nieznane..
Zobaczysz tyle, że nie uwierzysz jak wiele Cię już spotkało…ale też i minęło.
A przecież to właśnie Ty. Przypomnij sobie!
Lina będzie rezonować każdą emocją, w każdą stronę…przenosić najmniejsze drgania na Twoje ciało by uzmysłowić jak kruchy balans prowadzi przez życie.
Nauka w ciemnościach, w których lęk wysokości nie istnieje.
Więc korzystaj z okazji i nie zatrzymuj się, ponieważ zanim wstanie dzień, musisz dotrzeć do miejsca, w którym nazwiesz balast po imieniu.
I bez wahania odwiążesz drugi koniec (pięcio)liny, która Cię tu przywiodła.
To jedyny sposób by upewnić się, że krok w tył nie będzie możliwy.
Nie zostawiasz nic po co warto byłoby wracać…zabierasz tyle by móc iść dalej.
A po drodze i tak zdecydujesz co naprawdę warto nieść ze sobą.
Nowy album Macieja Tubisa zawiera niespotykaną wcześniej w nagraniach, w których brał udział, moc kontemplacyjną. Naturalnie, bez jakiegokolwiek patosu, płynie z tej płyty strumień nowej świadomości artystycznej, której pierwsze ślady można było zauważyć na poprzednim albumie ‘Komeda: Reflections’.
Tutaj formuła jest już wyłącznie autorska i tak naprawdę po raz pierwszy daje nam możliwość usłyszenia w pełni tego co Maciejowi Tubisowi gra w duszy.
A słychać przede wszystkim niezwykłą wrażliwość, która udziela się od pierwszych taktów, skłaniając do wewnętrznej refleksji.
Tubis jest autentyczny i, co równie ważne, charyzmatyczny w swojej narracji.
Zabiera nas na eskapadę do miejsc mentalnie dalekich pokazując, że tytułowa noc niejedno ma oblicze.
Zresztą sama ciemność jest tutaj raczej artefaktem wspierającym zrozumienie przekazu aniżeli kolorem poszczególnych dźwięków.
Dominują, rzecz jasna, granaty, atramenty, grafity, ale sporo też śladów szmaragdu, szafiru, ametystu i wynikających z tych połączeń pastelowych wariacji.
Wariacji niezwykle szlachetnych.
Tak, to bardzo obrazowa muzyka.
W trakcie odsłuchu wyobraźnia kreuje swoistą zorzę dźwiękową, która towarzyszy nam przez wszystkie kompozycje dając kolejne doznania, tym razem wizualne.
Ona stale migruje, zmienia kształt i natężenie, podążając za nutami i dynamiką utworów.
Intuicja światła zapisanego na pięciolinii i uwalnianego w zależności od ilości uderzeń serca.
Spektakl piękna niewidzialnego.
Nowa płyta Macieja Tubisa dosłownie oplata swoją aurą.
Jednakże czyni to w bardzo wysublimowany sposób, dbając o nietykalność ostatniej granicy, którą każdy z nas poprowadził w innym miejscu.
Obecność tych dźwięków w naszej przestrzeni jest na wskroś kojącym doznaniem.
Naturalne ciepło bijące z ‘Into the Night’ stanowi o wyczuwalnej przyjazności tej muzyki i to właśnie dlatego nie mamy oporów by pozwolić jej podejść naprawdę blisko.
Fortepian i syntezatory.
Na ostatnich dwóch płytach Maciej Tubis – pianista poszerzał swoje instrumentarium a dzięki temu także spektrum brzmieniowe. Robił to niezwykle metodycznie i z ogromnym wyczuciem mając na uwadze przede wszystkim aspekt konkurencyjności poszczególnych partii instrumentalnych i ich wpływu na przekaz kompozycji.
Perfekcja balansu.
Bezdyskusyjnym fundamentem jest fortepian, ale jego koloryt, temperatura a także najbliższe otoczenie, potrafią ewoluować w stronę tajemniczego, aksamitnego ambientu, pełnego lirycznych niedopowiedzeń.
Na ‘Into the Night’ te zmiany są bardziej wyczuwalne, momentami definiując nawet klimat poszczególnych utworów co stanowi o ich bogactwie i głębi interpretacyjnej.
To, co jednak słychać najdonośniej, to wirtuozeria ludzkiego temperamentu.
Piękny album o pięknie zanurzania się we własnych myślach.
O tych nielicznych chwilach, w których bez jakichkolwiek ograniczeń możemy przywoływać dowolne fragmenty własnej pamięci.
I kontemplować je na wszystkie sposoby…tworząc scenariusze na przyszłość, dopisując zdarzenia, które być może dopiero się zadzieją.
Nauka kolejnych kroków, stawianych z większą pewnością i przekonaniem, że prowadzą tam, gdzie nie dotarliśmy wczoraj.
Last modified: 2024-10-20