Akustyka świata, w którym nie ma miejsca na obce myśli.
Tu nie dociera nawet najkrótsza fala chwiejąca równowagą ani żaden podmuch teraźniejszości.
Jesteśmy zamknięci w przestrzeni tak cudownie miękkiej, obłej i bezpiecznej, że śmiało można marzyć o pragnieniu bezbronności.
Tak, właśnie tak brzmi 'Provenance’…to jedna z tych płyt, które powinny być przepisywane na receptę.
Wszystkim.
Wszystkim!
Trudno wychodzi się z takiej rzeczywistości.
Celowo piszę o wyjściu, ponieważ wejście jest moim zdaniem, procesem wręcz niezauważalnym.
Po prostu nagle, w jednej chwili, jesteśmy otoczeni tymi cudownymi dźwiękami i już nie chcemy by cokolwiek przerywało ten błogi stan.
Zawieszenie w marzycielskiej próżni, w której każda myśl jest dozwolona i daje niekończąca się satysfakcję.
Björn Meyer mając do dyspozycji 'jedynie’ gitarę basową wykreował prawdziwe uniwersum dla wyobraźni.
Gra niezwykle czujnie, sugestywnie, chciałoby się powiedzieć,
że momentami wręcz uwodzicielsko.
To są narracje tak pięknie opowiedziane, że każdorazowo, po wybrzmieniu ostatniej nuty, robi się żal, że to już koniec.
Mistrzowski storytelling instrumentalisty, który podjął niemałe wyzwanie stając przed nami z tak minimalistycznymi środkami.
A jednak…kiedy ma się do dyspozycji taka emocjonalność, niewiele instrumentów jest potrzebne.
Jest ciepło, jest blisko…momentami aż bardzo blisko.
To skrócenie dystansu pomiędzy muzykiem a słuchaczem jest niesamowicie sensytywnym doświadczeniem.
Czujemy w każdym takcie powagę i delikatność historii, które do nas docierają.
Intymność takich sytuacji jest czymś niepowtarzalnym w muzyce i tutaj możemy przeżyć to w najlepszy możliwy sposób.
Oszczędnie, bez zbędnych popisów, bez epatowania wirtuozerią.
To nie jest moment na pokazy tylko na niedopowiedzenie niedomkniętych drzwi..
Na 'Provenance’ wybrzmiewa wiele pragnień i każde z nich otrzymało swój własny, niepowtarzalny charakter.
Raz jest to melancholijnie wybrzmiewające echo, raz przepastna, pełna nostalgicznych szumiących artefaktów enklawa a kiedy indziej dotykowa wręcz obecność.
A wszystko zagrane tak dojrzale i głęboko.
Nieważne czy wolno czy szybko…tu każda emocja jest na swoim miejscu i przychodzi w odpowiednim czasie.
Magia tej sesji zaczyna się od pierwszego taktu 'Aldebaran’, który nie zwiastuje jeszcze pełni wrażeń, ale niewątpliwie kreśli rys całości. Tajemnica, którą ze sobą niesie ten otwierający utwór pozwala nam zrozumieć stykowość tej płyty.
A później do głosu dochodzi ten wspomniany na początku mikroświat.
Jednoosobowy.
Wielowymiarowy.
Nierealny niczym śnienie.
To może być wzgórze za miastem, to może być pokój z widokiem na przeszłość, to może być łuna zachodzącego słońca odbijającego się w rozlewisku rzeki.
To może być i będzie wszystkim co przyjdzie Wam na myśl.
Zatem nie bójcie się marzyć, ponieważ to jest właśnie ten moment
i to miejsce.
Nie ma tu nikogo poza Wami dlatego śmiało mówcie na głos.
Last modified: 2024-03-23