Jutro wolne zatem rozpuśćmy się w dźwiękach.
Ten cudowny album ma wszystko co potrzebne do przejścia w stan niewidzialności. Gdy dwóch tak wybitnych muzyków spotyka się w przestrzeni, w której jedynie wyobraźnia i kreatywność mogą wytyczyć granice to efekt może być tylko jeden: nagranie fenomenalnej płyty.
Tej muzyki nie da się słuchać z otwartymi oczami, nie róbcie tego jeśli jesteście czymkolwiek zajęci. Potrzebny jest spokój i bezwarunkowe oddanie się dźwiękom. To co wydarzy się w trakcie odsłuchu jest całkowicie normalne – podróże astralne nie są niczym niepokojącym, po prostu zapamiętajcie drogę powrotną.
A będzie działo się naprawdę magicznie. Te nuty działają na poziomie metafizycznym i jeśli macie taka możliwość, załóżcie słuchawki by nie pozwolić szumowi codzienności wejść pomiędzy Was a ten album.
Zjawiskowe intro w otwierającym 'Late Night Passenger’ przenosi do miejsca, z którego nie usłyszy Was nikt.
Tu będziecie sami, ale to ma być właśnie Wasz czas.
Towner i Abercrombie opowiedzą Wam historie, których nie zapomnicie, zaręczam Was. Wspomniana kompozycja rozwija się w nieprawdopodobnie sensualny sposób…atmosfera bliskości zagęszcza się z każdym taktem i każdy akord, każde uderzenie wprawiają nas w drgania, które rozchodzą się od serca.
Gitary prowadzą między sobą dialog, którego słuchamy
w całkowitym zniewoleniu. Raz szybciej, raz wolniej…ciszej, głośniej…zanikanie, przenikanie…blisko, daleko – tu naprawdę można pomylić rzeczywistości!
Dodatkowo, pojawiające się w różnych miejscach artefakty dźwiękowe dobiegające zarówno z powierzchni jak i wnętrza gitar tylko wzmacniają ten nieodgadniony klimat.
Po tak mistycznym, ponad 10 minutowym otwarciu pojawia się 'Isla’. Ten utwór jest niczym wieczorny ciepły wiatr, który przywiewa pastelowe kolory ścielące się na niebie przed nocą.
Robi się coraz ciemniej, ale bez obaw, cały czas widać łunę codzienności, tyle że z daleka mieni się ona wręcz bajkowo.
Cudownie liryczna i podniosła w swojej wymowie kompozycja zataczająca coraz większe kręgi ciszy wokół nas.
’Half Past Two’ przygotowuje nas do wybudzenia, ale czyni to w sposób wyjątkowo delikatny. Dialog obu gitar trwa w najlepsze i choć nie jest to już tak baśniowy klimat jak w 'Isla’ to wciąż emanuje z niego mnóstwo spokoju.
’Microtheme’, nieco bardziej otwarty w formie i rozedrgany przypomina nam, że nawet każda cisza ma w sobie elementy chaosu…szarpane, nieco nerwowe partie obu gitar wprowadzają mocno improwizacyjny charakter, ale w towarzystwie pozostałych utworów jest to bardzo orzeźwiające odczucie.
Tym bardziej, że kolejna kompozycja 'Caminata’ już pierwszym taktem przywołuje z powrotem do somnabulicznej enklawy, którą obaj muzycy tak misternie budowali od początku tego albumu.
Kolejne trzy odsłony nie pozwolą Wam wyjść z tego transu – to bardzo przemyślana i konsekwentnie kreowana aura.
Pamiętajmy, że to dwie gitary w ludzkich rękach stworzyły tak ogromną przestrzeń, w której pomieściły się wszystkie pragnienia, marzenia i emocje, które uwalniają się w rytm tej muzyki.
Od dziesiątek lat ten album jest miejscem cichych, wymyślonych spotkań, pełnym kruchej intymności i to czyni je absolutnie niecodziennym i….bezbronnym.
Klucz do niego przekazywany jest z ucha do ucha dlatego tak ważnym jest by drzwi były zawsze zamknięte.
Ci, którzy usłyszą, wejdą.
Zawsze.
Last modified: 2024-03-24