Stańko, 'Ptaszyn’ Wróblewski, Nahorny, Wanat, Muniak, Sidorenko…mając tak wybitnych muzyków jazzowych jako solistów w składzie można się tylko zastanawiać ile magii pomieści czarny krążek.
1969 rok…
Ta muzyka niesie w sobie tyle piękna w poszczególnych partiach…aż trudno uwierzyć, że to wszystko udało się nagrać na jednej płycie!
To jest właśnie ta różnica, ogromna różnica, pomiędzy tak niepowtarzalnym albumem a tonami jednakowo brzmiących pozycji spod znaku 'chillout, easy listening’ produkowanych obecnie w sposób hurtowy.
Na 'Spacer brzegiem morza’ po prostu słychać kunszt i warsztat muzyczny każdego z muzyków i aranżerów i to decyduje o niebanalności i aurze niesamowitości poszczególnych utworów.
Zaczyna się rzewnie i sennie, ale przede wszystkim niesamowicie kobieco, delikatnie – wszystko za sprawą nieziemskiego wokalu Ewy Wanat z Novi Singers. Te kilka nut, które śpiewa po prostu hipnotyzuje. Rozleniwione dźwięki saksofonu i pianina płyną z gracją godną zachodzącego nad morzem słońca.
Bardzo ciepła muzyka, skutecznie zmiękczająca wszystkie twarde chwile. Prejzner z zespołem potrafią też się nieco rozkręcić – 'Twa tratwa’ jest niczym bieg bos(s)ymi stopami po wodzie…lekko, zwiewnie i radośnie. Najpiękniejsze oblicze beztroski.
Na tym albumie czeka na nas sporo dobrze podanych zmian klimatu. Już choćby trzeci utwór, 'Mech’, sygnalizuje, że ten spacer nie zawsze prowadzi przez nasłonecznione morskie piaski.
Zmienia się nastrój muzyki i zdecydowanie zmienia się aura otoczenia. To już morze oczami Tomasza Stańko, który napisał tę kompozycję. Napięcie, tajemnica, odrobina zachmurzonego niepokoju – to właśnie dzięki tak licznemu zespołowi kompozytorów 'Spacer..’ jest prawdziwym i przede wszystkim fascynującym kalejdoskopem emocji.
Takie koncepcyjne wydawnictwa mają z reguły w sobie sporo filmowego charakteru. Słuchając kolejnych utworów słuchamy tak naprawdę potencjalnego soundtracku do polskiej filmografii
z tamtych lat. Zresztą pierwszą stronę wieńczy 'Trąd’ – muzyka skomponowana przez Tomasza Stańko do filmu o tym samym tytule. Dialog pomiędzy jego trąbką i anielskimi wokalizami Ewy Wanat są elementem, który wprowadza w trans.
To jest już granie palcem po skórze.
Zresztą Ewa Wanat pojawia się raz jeszcze w 'Sieć’, na otwarciu strony B. I chyba, pomimo innej dynamiki, ten utwór tchnie największą melancholią. Już samo intro wciąga nas do innego wymiaru. Puste, wrześniowe plaże, pełzający z milionami ziaren piasku wiatr i cudownie grzejące słońce.
A każdy z tych elementów wyśpiewany przez Ewę Wanat.
Pisałem już wcześniej o tym fenomenalnym wokalu.
Dla mnie ten głos ma tyle wymiarów, kształtów i temperatur, że trudno dobierać właściwe słowa.
Jest w nim coś tak nieuchwytnego, coś w echu i melodyjności wybrzmiewającej ciszy między kolejnymi frazami, że serce samo wpada w rezonans. To odczucie na pewno potęguje fakt, że głos dociera z tak dalekiej przeszłości, ale ta odległość nie pozbawiła go tych cudownych drgań.
Tadeusz Prejzner zebrał absolutnie wybitnych muzyków i doskonale wiedział jak nimi pokierować by uzyskać tak spektakularny efekt.
55 lat później otrzymujemy w zasadzie dźwięki, które nie straciły nic na swojej wymowie i urodzie.
Tak, jest to podróż w czasie.
Tak, zajmie ona trochę czasu,
Wierzcie mi, trudno wraca się z tej plaży, zwłaszcza, że nie widać na niej obcych śladów – tu za każdym razem jesteśmy pierwszy raz.
Last modified: 2024-03-25