To może być album, którego szuka się przez długi czas i niestety nie znajduje.
Ta muzyka leży głęboko pod wieloma warstwami ciszy, odosobnienia i spełnienia i jest najpiękniejszą nagrodą dla wszystkich, którzy odważyli się przeczekać drżenie ziemi pod nogami.
Ucieczka wydaje się być najprostszym rozwiązaniem, ale mając w perspektywie coś tak nieprawdopodobnego warto zamknąć oczy i po prostu zatrzymać się.
Wbrew pozorom, tuż za niewidzialną ścianą wybrzmiewa wzór na czasową niewidzialność i kto raz tego doświadczył, zapamięta go na zawsze.
Dominic Miller nagrał fenomenalny album, który jest biletem w jedną stronę – ze stanu, w jaki wprowadzają dźwięki wydobywające się z głębi gitary akustycznej, nie da się już wrócić.
To jest muzyka, która gra tak blisko serca, że z czasem wytycza jego rytm.
Usłyszycie dotyk, zapach, uśmiech, smutek, nadzieję, pola po horyzont, szum wiatru i tysiące innych pięknych impulsów, które niosą te nuty.
Nierzeczywistość tej płyty jest urzekająca.
Tak łatwo akceptujemy nowe reguły, które Dominic Miller wytycza…bo są one gwarancją pierwszego pełnego oddechu, o którym zdążyliśmy już zapomnieć.
Czas, stanąć w miejscu i wsłuchać się w delikatność cichego światła odbijającego się od strun.
I nie mówić nic.
Muzyka przemówi za nas.
Już od otwierającego 'What you didn’t say’ będzie jasne, że nie trzeba niczego tłumaczyć.
Niech wszystko zostanie między nutami, niedopowiedziane, odrobinę rozmyte, ale obecne.
Niech ten album będzie skrawkiem pamięci miejsca, w które możemy wsłuchiwać się bez końca w nadziei, że cisza jest na wyciągnięcie ręki.
Bo jest.
Posłuchajcie.
Last modified: 2024-03-23